30.6.13

Życie składa się z podejmowaniem ciągłych decyzji, dokonywaniem wyborów. Prawda stara jak świat. Przy czym nie spodziewałam się, że właśnie w macierzyństwie najwięcej czasu będę poświęcać na wieczne wybieranie i zastanawianie się, czy robię dobrze czy źle w odniesieniu do mojego dziecka. Zarówno w kwestiach małych i większych. A najtrudniejsza wydaje mi się właśnie ta niepewność.

O ile łatwiej i luźniej podchodzę do spraw związanych ze mną. Wiem, że cokolwiek nie zrobię to zawsze jakoś sobie poradzę. Przy dziecku każdy wybór wydaje mi się ważny, każda decyzja kluczowa.
Paradoksalnie - te drobne sprawy najbardziej zajmują mi codzienne życie. Nagle trudny okazał się dobór odpowiedniego ubioru. Ile razy zastanawiam się, czy nie jest małej za zimno, za ciepło. Na spacerach ciągle sprawdzam jej ciepłotę. Niby znam zasadę: niechodzące dziecko ubiera się jedną warstwę więcej niż siebie, ale wiem, że ona mi nie powie, czy jest jej komfortowo.
Kolejna rzecz: jedzenie. Jedną z rzeczy, którą robię codziennie rano jest ustalanie jadłospisu. Ja zjem cokolwiek, co jest w lodówce. Małej muszę tak skomponować posiłki, by dostała wszystko, czego potrzebuje. I tak mam dobrze, bo jest w miarę wszystkożerna. Mamy alergików - dla Was czapki z głów.
No i dochodzimy do spraw "trudniejszych": kiedy odstawić smoczek, butelkę; kiedy odpieluchować. Czy puszczenie jej w takim wieku do żłobka było dobre czy złe? Czy to dobrze, że wrócę do pracy, czy może za wcześnie? Czy odpowiednio stymuluję jej rozwój? Czy może pozwolić, by samodzielnie osiągała kolejne umiejętności, pomimo nacisku otoczenia, chociażby pod tym względem, że jeszcze nie chodzi. Czy martwić się już teraz czy wyluzować? 
Nie jest tak, że spędza mi to sen z powiek. Ale czuję ogromną odpowiedzialność za tego małego człowieczka. Wiem, że wszystko co robię i czego nie robię ma na tego stworka ogromny wpływ. Czy jej w jakiś sposób nie krzywdzę, nie ograniczam czy wręcz nie szkodzę przestymulowaniem. Z jednej strony oglądam się na inne dzieci (przyznać się, która tego nie robi), ale z drugiej strony wiem, że każde dziecko jest inne i rozwija się w swoim tempie.
Całkiem możliwe, że ta cała niepewność jest cechą wszystkich matek na świecie, zwłaszcza paradoksalnie tych zalanych zbyt dużą wiedzą z książek, internetu, znajomych i lekarzy. Najlepiej pewnie zdać się na własną intuicję i wiedzę podstawową, ale wtedy znów myślenie: Czy jednak to nie jest za mało?
Koniec końców, zamiast Matką Debiutującą mogę się ze spokojnym sumieniem ochrzcić Matką Niepewną.

2 komentarze:

  1. ech znam tą niepewność bardzo dobrze... jedyny na nią lek - zaufać własnej intuicji, choć jest to bardzo trudne, szczególnie jak ma się dookoła milion "dobrych" doradców w postaci ciotek, babć, koleżanek itp, itd. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dokładnie, trudno jest (przynajmniej mnie) w pełni zaufać intuicji. Może przy ewentualnym drugim dzieciu już będzie spokojniej. Teraz jednak nerwy, nerwy..

    OdpowiedzUsuń