13.8.13

Wydaje się taka duża. Taka rozumna, mimo, że niewiele mówi. Mimo, że dopiero co stanęła pewnie na dwóch nogach. Wyraża swe potrzeby w sposób stanowczy, choć najczęściej językiem niewerbalnym. Wygląd już nie bobasowaty, a bardziej dziecięcy. Samodzielne jedzenie. I czasem zapominam się, że ma dopiero 16 miesięcy. I raczej ta liczba, a nie jej zachowanie uświadamia mi, że jest jeszcze szkrabem malutkim.

Rozmowa ze znajomą. Jej dziecko niewiele starsze od mojej już mówi. Nauczono ją nawet liczyć po angielsku. Pierwsza myśl: "Wow, ale zdolne dziecko. Ciekawe, kiedy moja zacznie mówić.". Ale od razu przywracam się do pionu. Lulka ma jeszcze czas, teraz ma się bawić, bawić i jeszcze raz bawić.


Wszelkiego rodzaju poradniki często nie pomagają (choć jeden z czystym sumieniem mogę polecić, post in progress). Dają precyzyjne wytyczne, jak Twoje dziecko powinno się rozwijać, a każde przekroczenie barier każą potencjalnie traktować jako zaburzenie. Przez to nie dziwię się, że zwłaszcza młode niepewne matki, debiutujące w tej roli tak jak ja, będą chciały na siłę wpasować swoje dziecko do schematu. Tracą na tym obie strony. Dziecko podlega tresurze, matka stresuje się każdym odstępstwem od normy, stając się treserem.

Już się nauczyłam traktować wszelkie granice mocno orientacyjnie. Przyznam, nie przyszło mi to łatwo. Pierwsze tygodnie czy miesiące to była ciągła obserwacja nadzorcza, gorączkowe sprawdzanie czy nie za szybko/zbyt późno zaczęła podnosić główkę, uśmiechać się. Czy te dwa tygodnie mają znaczenie czy nie? Z jednej strony pozwoliło to na wczesne wykrycie drobnych zaburzeń, ale z drugiej dodatkowo utrudniało spokojne bycie razem. O ile łatwiej pod tym względem mają matki kolejnych dzieci.

Teraz wyluzowałam. Chcę dawać Lulce swobodę w rozwoju, czas na osiągnięcie nowych umiejętności, po co się spieszyć. I znów - czy ten miesiąc czy dwa ma takie ogromne znaczenie? Pamiętam zdziwienie osób postronnych: "Jeszcze nie chodzi?", a było to w 15 miesiącu życia. Nie, nie chodziła. Nie, nie chciałam jej stymulować, podkładać chodzików, ciągnąć za ręce. Lulka poszła sama, zachęcana tylko słowami i uśmiechem. Miała za to inne umiejętności, które mogły się wydawać przedwczesne. Najważniejsze, by móc zauważać na bieżąco, czy rozwój następuje, cieszyć się razem z dzieckiem i nie traktować jedynie jako przedmiotu do dokonywania porównań.

Ostatnie zachowania nocne Luli uświadomiły mi, jak krucha to jeszcze osóbka. Jak bardzo trzeba o nią dbać, jak przestrzegać się przed przebodźcowaniem, przymuszaniem, stresowaniem, bo sobie z tym zwyczajnie nie poradzi, nie obrobi tych emocji. Odpuszczamy odsmoczkowanie, niech ma trochę tej pomocy. Jeśli dentystka podaje smoka swojej półtorarocznej córce, to chyba nie jest on takim złem wcielonym. Przytulam jeszcze częściej, nie ignoruję objawów smutku czy stresu, jestem dla niej. I to nie tylko ja. Także Mąż i Ojciec. Przestaję myśleć o złych przyzwyczajeniach, których może przez to nabyć. Zajmiemy się nimi potem. 

A teraz? Focus na Lulkę i nie spieszmy się. Przez pośpiech omija nas radość codzienności. Prawda?



6 komentarzy:

  1. Teraz panuje rywalizacja między mamami.U mnie to samo - moje małe ledwo co zaczęło opanowywać obroty na boki, a dzieci innych mam robią już piruety. Tłumaczę sobie,że moje dziecko robi wszystko we własnym tempie, bo już tak ma. I tak je kocham. :-)I jakoś tak, wrzuciłam na luz, przestałam się przejmować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świadomość indywidualnego rozwoju każdego dziecka jest właśnie najważniejsza. Nie ma nic złego w tym, że dziecko trochę wcześniej czy później osiąga pewne umiejętności. Wrzucenie na luz pomaga i nam i dziecku.

      Usuń
  2. bardzo mądre, fajne podejście :) też już wyluzowałam trochę dzięki takim mamom jak Ty :) każde dziecko ma własne tempo i tego się trzymajmy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) Mi też pomogły spostrzeżenia innych "wyluzowanych" pod tym względem mam bardzo pomogły.

      Usuń
  3. Czytam poradniki, ale te dotyczące rozwoju dziecka z kalendarzową precyzją omijam szerokim łukiem. Słucham swojej intuicji, ufam Klarze i chyba dzięki temu często jestem zadziwiona i zachwycona cudem jakim jest życie. Dla mnie Ona jest niepowtarzalna. Nie lubię przechwalania się co moje dziecko potrafi już samo zrobić. Jeśli coś mnie niepokoi pytam doświadczonych mam, szukam informacji u lekarki ew. w necie. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To przechwalania to jakaś choroba matek. Czy to sposób własnego dowartościowania czy ki diabeł. A intuicja działa cuda, pozwala się zatrzymać na tym co jest teraz, zaakceptować tor jakim biegnie nasze dziecię. Tak trzymać :)

      Usuń