Zadzwoniła do mnie znajoma świeżo upieczona mamuśka. Gadu-gadu, relacja z pierwszych dni na macierzyńskim froncie. Wiadomo, rozmowa nie za długa, nowo-przybyła istota skutecznie zajmuje czas. A Matkę Debiutującą wzięło na wspominki. Naszych pierwszych dni, tygodni. Z tej rozmowy wyłoniło mi się parę myśli może nie za głębokich, ale w mej skromnej opinii godnych zapamiętania.
Wiecie czego najbardziej mi wtedy brakowało? Spokoju i czasu. I związanej z tym możliwości skupienia się tylko i wyłącznie na relacji: ja - dziecko.
Nie oszukujmy się, jest to bardzo trudny czas. Ból fizyczny, dochodzenie do siebie po porodzie, zmęczenie. Huśtawki emocjonalne, zmiany hormonalne i niepewność wynikająca z szybkiego wchodzenia w nową rolę, bez etapów pośrednich. Ja zbyt szybko musiałam stanąć na nogi. Zająć się dzieckiem, domem, a na samym końcu dopiero sobą. Od razu rzut na głęboką wodę. Mąż do pracy, babcie jedynie przez kilka pierwszych dni, a ja całe dnie sama z dzieckiem, choć jako kobieta w połogu również wymagałam opieki. Dodatkowo, głupia ja, oj głupia!, uwzięłam się, że skończę pisać doktorat. Bo co? Ja nie dam rady? Dałam radę, ale ile mnie to kosztowało wiem tylko ja.
Rada więc pierwsza dla młodych mamusiek na pierwsze parę tygodni - wymusić na ojcu urlop, ściągnąć mamę/teściową/siostrę/ciocię/przyjaciólkę - cokolwiek kogokolwiek, choć na parę godzin dziennie, byle mieć pomoc w ogarnięciu domu/sprzątaniu/gotowaniu. Dzieckiem zajmiesz się sama. I nie wstydzić się, do cholery, prosić o tę pomoc. Nie robić z siebie superhipermenki. Nie doda Wam to +1000 punktów do postawy Matki Polki, a wymęczy okrutnie. Leżeć z dzieciem do znudzenia, zdrowo się odżywiać i spać, ile wlezie. Jeszcze się nasprzątacie/nagotujecie/namachacie.
Teraz z innej beczki - dobra położna środowiskowa. Niby każdej się należy te kilka wizyt, ale jak one wyglądają, pewnie same wiecie. Ja na swoją nie mogłam narzekać. A słysząc opowieści tej mojej dzisiejszej znajomej, nie wszystkim się utrafia. Więc szukać, pytać, skąd wziąć tę fajną położną. Która nie przyjdzie tylko sprawdzić czy spod stołu nie wystaje kurz a z sufitu nie spada patologia, ale która obejrzy dokładnie i dziecko i Ciebie. Tak, Ciebie też. Ma cię pooglądać tu i ówdzie, czy się ładnie goisz, sprawdzić jak się dziecko przystawia, cycki obmacać, czy zastoju nie ma. Plus oczywiście obsługa noworodka. I na wszelkie pytania odpowiedzieć (najlepiej listę wątpliwości sobie rób, ja robiłam).
A trzecia rada? Daj sobie robić zdjęcia z dzieciem. Wstyd się przyznać, nie mam ani jednego przyzwoitego zdjęcia wspólnego z Lulką z jej pierwszego miesiąca, oprócz kilku zdjęć w łóżku szpitalnym tuż po porodzie. To raczej ja cykałam Mężowi. I może na niego powinnam zwalić winę, ale pamiętam jak mówiłam, że źle wyglądam, że jestem zmęczona, bla, bla, bla. A teraz żałuję, ogromnie żałuję. Mógł mi przecież zrobić w cieniu od tyłu ;), ale bym miała pamiątkę. I Lula też. Więc mimo, że zmęczone, z zombie'owskim grymasem, mlekiem oblane, z tetrą na twarzy, ale dajcie sobie robić zdjęcia z dzieciem.
Pewnie 100 i więcej porad można by jeszcze udzielić. Chodzi mi po głowie co najmniej kilka, ale coby nie zanudzać zostawię może na raz kolejny.
No i prośba do Was - podzielcie się swoimi radami, tymi mniej oczywistymi, może jakaś zbłąkana świeżynkowa mama skorzysta.
A na sam koniec podzielę się moim ukochanym zdjęciem 5-dniowej Luli. A co!
Lula śliczna jest na tym zdjęciu :)
OdpowiedzUsuńCo do rad, to ja najbardziej podpisuję się pod tą pierwszą. U mnie mama dochodziła trzy tygodnie na dwie trzy godzinny dziennie, ale jakbym mogła to chętnie z tej pomocy skorzystałabym dłużej. A ja radzę też ograniczyć do minimum wizyty rodziny i znajomych - to dopiero stres niepotrzebny.
Dziękuję w imieniu pierworodnej :) I tak, wizyty też ograniczać, koniecznie. A nie tak jak ja - dziecię miesięczne a my jazda do Teściów.
UsuńPiękna okruszynka.
OdpowiedzUsuńDobre rady. Ja chciałabym żeby ktoś na wstępie mnie uspokoił, nie dał mi się tak martwić, rozsmieszył.
Dzięki :) Tylko wiesz, druga sprawa, czy dałabyś się uspokoić bo ten nawał myśli na początku to może przyprawić o szaleństwo ;)
UsuńKurcze, wiesz jak to poczytałam to trochę mi się rozjaśniło pod kopułą, niby to sprawy dosyć oczywiste, a jednak czasem wymagają napisania/nazwania. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to czeka mnie to w kwietniu;)
OdpowiedzUsuńTo trzymam kciuki za kwiecień. Lulka też kwietniowa ;) Teraz pewnie jesteś jeszcze bardzo spokojna, ale potem to rzeczywiście trzeba dawać sobie na wstrzymanie. Luz, spokój i zaufanie do siebie to podstawa!
UsuńZ tymi zdjęciami to czesto się tak zdarza, że mamy są tak na poczatku zmęczone, że unikają zdjęć = a przecież to pamiątka dla nas, nie dla innych, więc nie ważne jak się wygląda! :) Ciekawe s ą te Twoje porady, bo po prostu z życia wzięte.
OdpowiedzUsuńA jeśli chciałabyś zmienić coś w swoim mieszkaniu, zrobić małe przemeblowanie, zapraszamy na naszego bloga: http://sarenka-olsztyn.blogspot.com/
Gdybym teraz to wiedziała, bo dobrze prawisz :)
UsuńDzięki za zaproszenie. Zajrzę :)
Jaki okruszek kochany z Luli! :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się z każdym wymienionym przez Ciebie punktem. Dziś wiem, że gdyby nie pomoc mojej mamy w pierwszych miesiącach po porodzie to chyba bym wpadła w depresję. Poza tym to ona sprowadzala i nadal sprowadza mnie na ziemię kiedy panikuję gdy synek choruje. Wsparcie najbliższych jest bardzo ważne!
Szybko dotarło też do mnie, że w domu wcale nie musi lśnic czystością, a obiad nie musi być jakiś wymyślny, najważniejsze żeby mama dużo odpoczywala i zbierała energię potrzebną przy dziecku :)
Dzięki :) Pozazdrościć, że mama mogła z Tobą być. I grunt to dobre relacje z mamą/teściową, która jako matka uspokoi, doradzi lub da kopa z motywacją ;)
Usuń