5.9.13

Sytuacja prosto z piaskownicy. Bawimy się z Lulą. Przesypujemy piasek, kopiemy łopatką, grabimy, takie tam leniwe spokojne przedpołudnie. Podchodzi do nas inny maluch, taki na oko trzylatek. I krzyczy od brzegu: "Daj, daj!" I szturcha i popycha mnie, wydziera łopatę. I wypsnęło mi się "Jeżeli chcesz to musisz powiedzieć: Proszę." Ojciec chłopca siedzi obok, nic nie zareagował.
 


I nie chodzi mi tu o jego brak reakcji. Raczej o to, czy ja jako obca baba miałam prawo tak się do dziecka nieswojego zwrócić? Próbować czegoś nauczyć?

Od razu się zastanowiłam, w jaki sposób ja bym w takiej sytuacji zareagowała jako matka  poszturchującego dziecka. Pewnie przyznałabym rację, "Tak Lulko, musisz poprosić". Wiadomo, czego innego można wymagać od dziecka prawie półtorarocznego, a czego innego od trzylatka, który słowo proszę najprawdopodobniej wymówić umie i znaczenie rozumie.

I siedzi mi w głowie taka myśl. Czy można nieswoje dziecko uczyć zachowania? Czy to rodzice mają wyłączność na sposób wychowania dziecka, a tobie - kobieto z piaskownicy nic do tego?

Często jest się przecież świadkiem czy pośrednio uczestnikiem (poprzez bycie rodzicem) chociażby konfliktów dziecięcych na placu zabaw, bicia, krzyczenia jednego na drugie, kłótni o zabawki. Czy należy lub można skarcić słownie to inne dziecko czy dać sobie na wstrzymanie? A może lepiej poczekać na reakcję opiekuna, a jeśli takowej brak to po prostu zignorować i przenieść się z dzieckiem gdzie indziej (choć to też pewnie nie najlepsza postawa wychowawcza - biją mnie, ja uciekam, nie będę walczyć o swoje prawa).

Bezpośrednie zwrócenie się do dziecka jest, bądź nie bądź, pewną ingerencją w sposób wychowania dziecka. Pośrednie pokazanie, że "rodzic moze jednak nie mieć racji, bo pozwala mi (poprzez brak reakcji) na szturchanie innych dzieci, a tu jakiś babsztyl nagle twierdzi, że tak nie wolno robić". Może lepszym sposobem jest rozmowa z opiekunem, który zazwyczaj (przy tak małych dzieciach, z którymi mam do czynienia) jest obecny, a dziecko zostawiamy w spokoju - niech się rodzic trudzi wpajaniem tych zasad. A jeśli rodzic ma to głęboko w poważaniu i nie widzi problemu w tym, że dziecko nie zachowuje się odpowiednio? Ba! dumny jest, że jego syn/córka w kaszę sobie dmuchać nie dają?


Tu kłania się mój brak doświadczenia w tej materii, bo jestem dopiero na początku kariery dziecięcej. Jeszcze wiele przed nami konfliktów z pewnością, ale jak zachować się rozsądnie i z korzyścią dla wszystkich stron?

14 komentarzy:

  1. I dlatego ja się boję piaskownicy i innych miejsc konfliktogennych. W tym roku nam się upiekło, ale na wiosnę będę musiała wypracowywać swoją strategię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma się co bać, bo to jednak fajne miejsce. Jak masz dość dziecia - wrzucasz do piaskownicy i masz spokój na godzinę ;) A na poważnie - takie sytuacje mogą zdarzyć się pewnie wszędzie - na ulicy, w sklepie, w przychodni, a radzić sobie jakoś trzeba, tylko jak?

      Usuń
  2. Uff aż sie zestresowałam na myśl, co czeka mnie w przyszłości:) Myślę, że dobrze postąpiłaś. Takie małe dziecko uczy się chyba bardziej na zasadzie doświadczenia niż na odgórnie przyjętych morałach, które np. mówiłby do niego opiekun na sucho w domu. W ten sposób odgrodziłaś swoją przestrzeń i zaznaczyłaś terytorium, którego malec nie powinien przekroczyć. Masz prawo bronić swojej przestrzeni. Otoczenie chcąc nie chcąc też wychowuje dziecko i uczy interakcji, nie tylko rodzice. Nie sądzę, aby było coś w tym złego. Co do bicia, raczej pogadałabym z opiekunem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy czym uważam że na bicie trzeba od razu reagować, ale tak jak piszesz także do opiekuna.

      Usuń
  3. piaskownica prawdę Ci powie o naszym społeczeństwie ;) wydaje mi się, że jeśli sytuacja w której uczestniczy obce dziecko, dotyczy bezpośrednio Ciebie (tak jak to opisałaś), to masz jak najbardziej prawo zwrócić uwagę dziecku - ono nie żyje tylko z rodzicami, ale i z innymi ludźmi w otoczeniu i musi się nauczyć interakcji z innymi. mnie denerwuje tylko jak ktoś obcy się wtrąca do sytuacji które go nie dotyczą - co jest bardzo w stylu starszych babć. a to, że rodzic nie zareagował na Twoją uwagę, świadczy o tym, że sam chyba woli swego dziecka nie wychowywać niestety...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, starsze babcie - temat nieskończony! A co do rodzica - tylko czy wtedy mam prawo i jemu zwrócić uwagę, że on powinien na to zwracać uwagę? Chyba jednak nie...

      Usuń
    2. Ania ma rację. Jesli sytuacja dotyczy Twojego dziecka, to trzeba reagować. A jak sypnie w oczy piaskiem specjalnie np. ? Ja zwracam grzecznie uwagę, nie krzyczę , ale reaguję, ze tak nie wolno. Jesli sytuacja się powtarza i dziecko jest agresywne wobec mojego i rodzic-opiekun nie reaguje, to w końcu zwracam uwagę rodzicowi. Przecież nie mozna pozwolić na to, aby dziecko nieładnie zachowywało się wobec innych dzieci na placu zabaw, czy to w piaskownicy czy na zjeżdżalni. Oczywiście wszystko z umiarem, ale reagowac nalezy.

      Usuń
    3. Tak, Kasia, Ty masz w tym większe doświadczenie :) Krzyk, wiadomo niczego nie rozwiązuje. Już coraz mniej mam wątpliwości, ze jednak reagować trzeba, a z tego co widzę to na porządku dziennym takie sytuacje się zdarzają.

      Usuń
  4. Jeżeli inne dziecko narusza w sposób niegrzeczny przestrzeń mojego lub innego dziecka reaguję nawet gdy jego rodzic będący w pobliżu udaje, że nie widzi, że nic się nie stało. Staram się to robić w sposób życzliwy ale stanowczy. Bez agresji czy złości. Staram się nie być obojętna na przejawy agresji obok mnie, bo denerwuję mnie obojętność na przemoc.

    Zastanawia mnie raczej czy reagować jak nie znany mi rodzic krzywdzi słowem czy "szturchańcem" swoje dziecko w miejscu publicznym. Widziałam kiedyś w filmie, że taka reakcja osoby trzeciej przyczyniła się do pobicia dziecka w domu po powrocie, a powodem było właśnie owe zwrócenie uwagi :(

    Na marginesie dodam, że unikam zatłoczonych placów zabaw, a nawet przyznam, że wybieram te opustoszałe. Wolę spacer przed siebie. Wiem, nauka współżycia z ludźmi to sztuka, której trzeba uczyć swoje dziecko, ale ja po prostu nie lubię tłumu i hałasu. Mamy to szczęście, że Klara ma "prywatną" piaskownicę u babci na podwórku. Co prawda 100 km dalej, ale ostatnio często u babci bywamy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, też nad tym się zastanawiam i może kiedyś o tym napiszę. Tu zawsze na dwoje babka wróżyła, albo ktoś się zorientuje, ze hello, zrobił źle, albo odegra się na dziecku nie przy ludziach, bo narobił mu wstydu. Ja jednak lubię chodzić na palce zabaw z dziećmi, bo raz:Mała się domaga dzieci, a dwa: niech pobędzie trochę z rówieśnikami i starszakami, wydaje mi się to dobre dla rozwoju.

      Usuń
    2. Klara też ciągnie do dzieci :)

      Usuń
    3. I coraz ciężej jej wytłumaczyć, że na plac nie idziemy bo matka musi banalny obiad zrobić ;)

      Usuń
  5. Tez miewam takie rozterki. Ostatnio zwróciłam uwagę dziecku, które non stop zaczepiało moja córkę wołając za nią "Dzidzia, dzidzia!", choć było od niej młodsze i Emilka wielokrotnie prosiła, aby tego nie robiła. Które dziecko chce być nazywane dzidzią? W tym momencie wtrąciła się matka, która obserwowała całą sytuację. Powiedziała, że "Dzidzia" to przecież nie przezwisko i w ogóle o co mi chodzi. Próbowałam z nią dyskutować, ale była odporna na wszelkie argumenty. Zwolenniczka bezstresowego wychowania, jej zdaniem jej dziecko jest za małe, aby celowo komuś dokuczać, nie ma sensu więc zwracać mu uwagi. Rozmowe zakończylam tym, aby w takim razie nie przyprowadzała go na plac zabaw, bo psuje zabawe innym dzieciom.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Ci, że może być ciężko wymagać od małego dziecka by np. nie mówiło "Dzidzia" skoro to jego określenie na dziecko ogólnie. U nas też tak jest - małe, duże dziecko zawsze jest nazywane "Dzidzią" i nie za bardzo sobie wyobrażam tłumaczenie Małej, że jedno dziecko można tak nazywać a inne nie. Wiadomo, przy starszych dzieciach to rzeczywiście łatwiej wytłumaczyć :)

      Usuń