Dziecko nie potrzebuje trzydziestu bluzeczek, dwudziestu
spodenek i piętnastu spódniczek.
Dziecko nie potrzebuje 10 butelek, czterech talerzyków,
kubeczków i zestawów sztućców.
Dziecko nie potrzebuje co roku nowego wózka, bo nowszy model
jest nowszy i modniejszy.
Dziecko nie potrzebuje translatora płaczu, zawieszek
samochodowych na butelki czy automatów do mleka.
Dziecko nie potrzebuje designerskiego łóżeczka czy kocyka
firmowanego przez gwiazdę.
Dziecko nie potrzebuje grających kul, by nauczyć się
raczkować; chodzików, by nauczyć się chodzić; gadających misiów, by uczyć się
angielskiego w wieku miesięcy kilkunastu.
Dziecko równie radośnie będzie się bawić pudełkami po
jogurcie, rolkami po papierze czy spinaczami do bielizny, jak i drewnianym
wózkiem dla lalek za grube setki.
I w żadnym wypadku nie jest moim celem krytyka rodziców,
którzy wydają sporo na dziecko, bo mogą i chcą. Ich dziecko, ich pieniądze,
ich sprawa. Nie w tym rzecz.
Rzecz w tym, iż mimo, że Debiutująca jestem, to jednocześnie pewna (i chcę to
wszystkim mamom przekazać), że nie ilość przedmiotów w tym całym cyrku się
liczy. Dziecko nie potrzebuje wielu rzeczy materialnych. To my, dorośli,
wpędzeni zostaliśmy w nałóg zakupów mamieni reklamami, obietnicami
uszczęśliwienia dziecka, sztucznie kreowanymi potrzebami.
Porównywanie obecnego macierzyństwa z przeszłym niewiele
ma sensu. Lecz rozmowy z mamami tamtych
czasów mogą sporo w głowie rozjaśnić. Mimo powszechnych dziur w zaopatrzeniu i braku współczesnych rozwiązań designersko-technicznych,
byliśmy szczęśliwi z naszymi nielicznymi misiami z naderwanymi uszami,
szmacianymi lalami made by babcia i prostymi klockami. Przyznać się: kto grał
sobie na najzwyklejszym drewnianym fleciku, bawił zakrętkami od słoików, czytał
zwykłe papierowe książeczki, a mył wodą z rozpuszczonym mydłem, a nie pachnącym
żelem zmieniającym kolor? I wyrośli z nas normalni, porządni, inteligentni i
wykształceni ludzie z bogatą wyobraźnią i pięknymi wspomnieniami. Da się? Da się, fantastycznie
Jeżeli nie możecie pozwolić sobie na wydawanie zawrotnych
sum na dziecko to zaręczam, że wasze dziecko naprawdę nic nie traci, jeżeli
tylko zrealizowane są jego podstawowe potrzeby: pełnego brzucha, ciepłego wdzianka, uwagi,
bezpieczeństwa, bliskości, a przede wszystkim miłości. A ich zaspokojenie aż
tak wiele nie kosztuje.
I żeby nie było i ja czasem mam chwilę
zwątpienia.
Chcę kupić kolejną przejściową kurtkę, bo ładna jest. Ale przecież Lulka ma już trzy, po co jej czwarta? A może powinnam nabyć takie fajne puzzle do wanienki? Ale po co, skoro zwykłe zabawki i tak lądują na podłodze, a największą frajda jest zabawa w nurka? Ktoś z boku mówi, że Lulka już się pewnie nudzi swoimi zabawkami. Może trzeba jej kupić coś nowego? Ale wracam do domu i na szybko wymyślona zabawa w domek z kawałka kartonu, z którego wychyla się Krecik, wywołuje salwy śmiechu. I oddycham z ulgą. Moje dziecko chyba jest szczęśliwe.
Chcę kupić kolejną przejściową kurtkę, bo ładna jest. Ale przecież Lulka ma już trzy, po co jej czwarta? A może powinnam nabyć takie fajne puzzle do wanienki? Ale po co, skoro zwykłe zabawki i tak lądują na podłodze, a największą frajda jest zabawa w nurka? Ktoś z boku mówi, że Lulka już się pewnie nudzi swoimi zabawkami. Może trzeba jej kupić coś nowego? Ale wracam do domu i na szybko wymyślona zabawa w domek z kawałka kartonu, z którego wychyla się Krecik, wywołuje salwy śmiechu. I oddycham z ulgą. Moje dziecko chyba jest szczęśliwe.
Kreatywne macierzyństwo też jest wskazane, kiedy spośród tych tysiąca cholernie drogich zabawek jesteś w stanie jeszcze sklepać domek z kartonu. :)
OdpowiedzUsuńNiemniej jednak jak kogoś stać na te gadżety to kupuje - w końcu to jego pieniądze. Niby dziecko tego nie potrzebuje, ale może matka potrzebuje? Ojciec? Babcia? Dziecko w wieku kilku miesięcy tak naprawde potrzebuję tylko żarcia i suchej pieluchy i bliskości drugiej osoby. A reszta to gadżety, które sami wybieramy. :)
Oczywiście, że tak!
UsuńTylko czasem mi się wydaje, że te wszystkie gadżety to po pierwsze kreowanie sztucznych potrzeb; tworzenie jakiejś ułudy, zastępstwa prawdziwej uwagi skierowanej na dziecko albo tylko uleganie modom, co dla mnie coraz bardziej staje się niezrozumiałe. Ile razy kupuje się zabawki na pocieszenie? A nie lepiej po prostu przytulić dziecko, razem się powygłupiać, bajki poopowiadać. A im mniejsze dziecko tym bardziej nie potrzebuje tylu czasoumilaczy.
Ba, ta zasada nie dotyczy tylko dzieci ;) ale społeczeństwo konsumpcyjne tak już ma. Nie mamy myśleć, mamy kupować :)
OdpowiedzUsuńDokładnie, tak nas urabiają, mówią, że tyle rzeczy nam jest potrzebnych, a chodzi tylko o kasę, kasę, kasę...
UsuńZgadzam się z każdym słowem, choć sama jestem konsumentką idealną, niestety...no, ale na coś trżeba kasę wydać. Do grobu nie zabiorę ;))
OdpowiedzUsuńA ja jednak zawsze mam nadzieję, że nie kupując rzeczy niepotrzebnych będę w stanie odłożyć więcej i np. pozbyć się kredytu, wyjechać gdzieś, czy po prostu mieć zaskórniaki na gorszą chwilę ;)
UsuńZgadzam sie, nie potrzebuje:) Ale tyle radosci daja rodzicom zakupy dla dziecka, wyczekanego, kochanego:) Jasne, ze to nie daje dziecku szczescia, ale ja kazdy wolny grosz, jaki mam, przeznaczam na kolejna rzecz, zabawke, ubranko dla synka. Bo juz nie ciesza mnie zakupy dla mnie, ja moge chodzic 2 zimy w jednej kurtce, ale radosc z kupowania dla mojego ukochanego syneczka jest moim uzaleznieniem:)
OdpowiedzUsuńTo też chyba kwestia osobowości. Mnie te zakupy jakoś nie rajcują. Tylko jakoś i tak zawsze wychodzi, że tak jak mówisz, ja dwa sezony w jednej kurtce, ale dziecko i tak musi mieć nowe bo skubane rośnie, więc wytłumaczenie jest ;)
UsuńBardzo mądry post. Zgadzam się. Moje najmłodsze dziecko wczoraj marudziło na podłodze mimo "tony" zabawek, grzechotek, misiów itp. W końcu dorwało gazętę i dziecka nie było przez 20 minut.
OdpowiedzUsuńI pewnie to też wynika z tego, że te dotychczasowe po prostu się znudziły, bo np. są jednokierunkowe w zabawie i nie dają pola dla kreatywności i różnych czynności. Gazeta rządzi ;)
UsuńDziecko, które nie ma tony zabawek i bawi sie najzwyklejszymi przedmiotami jest moim zdaniem nawet o krok od tych z wypaśnymi zabawkami. Bo od najmłodszych lat ćwiczy wyobraźnię. Ja nawet nei miałam kloców lego, a najlepiej wspominam z dzieciństwa zabawy w domek zrobiony z krzeseł i kocy, albo przesiadywanie całymi dniami na ogromnym klonie razem z innymi dzieciakami.
OdpowiedzUsuńDokładnie się z tym zgadzam. I walczę z nadmiarem zabawek na podłodze. Chowam, odczekują parę tygodni, wracają, a dziecię zawsze zadowolone. A kieszeń aż tak niewydrenowana.
UsuńZgadzam się z Tobą w 100%. Co więcej, widzę na przykładzie bliskiej osoby jak takie kupowanie w nieskończoność odbija się na dziecku - zero radości z żadnej zabawki, brak wychowania elementarnego, typu "dziękuję", słaby kontakt z rodzicami. ale zabawek milion, tak że jak musimy coś kupić w prezencie to nie ma co, bo dziecko wszystko już ma... no dramat... u nas póki co każdą zabawkę wykorzystujemy na maksa. a i w kreatywność wchodzimy dzięki blogowym mamom :)
OdpowiedzUsuńBlogowe matki rządzą :) Inspiracją i dla mnie ogromną, choć ja z tych co dwie lewe ręce do jakichkolwiek prac ręcznych. Ale nawet jak pokracznie wyjdą to i tak często większa frajda niż z kolejnej zabawki. Musimy tak trzymać!
UsuńO rany od razu mi się lepiej zrobiłam jak to przeczytałam... Obecnie jestem na etapie planowania zakupów dzieciowych i jestem załamana. Podobno od przybytku głowa nie boli, a jednak... Butelki, buteleczki, butelczunie, śpioszki, majtki, srajtki, huśtawki, hamaczki, bujaczki... Pomijając fakt, że mówiąc wprost, nie sramy pieniędzmi, to od ilości opcji naprawdę można zwariować, a ja bardzo, ale to bardzo chcę zachować rozsądek, bo zgadzam się z Tobą w całej rozciągłości. Tylko co wybrać z tej całej masy rzeczy opisywanych jako potrzebne i niezbędne?
OdpowiedzUsuńOch, jak ja lubię robić dobrze ;) Ja też pamiętam moją listę, na strony to się liczyło. Trochę mnie mężulo stopował, a większość konsultowałam z bardziej doświadczonymi mamami i wyciągałam sobie jakąś średnią. I chyba najgorsze są pierwsze miesiące, gdzie wydaje Ci się (lub, co gorzej, wmawiają!), że jak niani mieć nie będziesz to dziecko ci się zadusi w łóżku, a bez tej butli za 5 dych to kolki masz murowane, a Ty biedna przerażona co nie kupisz? Potem chyba już łatwiej. Tego Ci życzę, a coś czuję, że rozsądku Ci nie zbraknie ;)
Usuń