10.10.13


Brzmi może przewrotnie, ale nie bójta się. Dziecię ma co jeść, ma gdzie spać, w co swe ciałko odziać i czym się bawić, nawet jeśli jak ostatnio, preferuje rolki po papierze toaletowym splątane jako korale.

Pieniędzmi nie szastam. Grosz oglądam, i wybacz Lulko, bluzeczki za stówę to nie ubierzesz. Chyba, że w przymierzalni. I nie miej żalu, że Twój fotelik do karmienia to 5 letnie koromysło. I że niania elektroniczna snu Twego nie pilnowała. I że nie dostajesz każdej rzeczy ze sklepowej półki, którą zdołasz chwycić, choćby to była jedynie przyprawa do flaków. Pomyślicie, pewnie: co z niej za matka, która nieba nie przychyli i każdej zachcianki nie spełni. To nie tak. Ja jej wszystko – ale za rozsądną cenę.

Wiecie, dlaczego rzadko korzystam ze słoiczków? Nie, że ekologia; nie, że brak wartości odżywczych, a mięso to zapewne MOM. Nie, że dziecię gardzi (tu akurat wszystko sprzątnie). Ekonomia! drogie Panie i Panowie, czysta ekonomia. Jeden słoiczek – 6 złociszy– cena dyskontowa. Moja to na obiad wchłonie dwa najmarniej. Prosty rachunek – 360 zł miesięcznie nie moje. A, że i my coś zjeść musimy to po co dodatkowy koszt? Wystarczy, że kaszki idą jak woda. 

O czym to jeszcze? Chustki dotyłeczne. Szczęśliwie dziecię już starsze, już na nocnik zawoła. Zaliczyło więc level dorosłości - papierzano-toaletowy. Tyłeczek na tym nie traci, zapewniam. I nie jestem z tych mam, co używają chusteczek do każdych innych celów czyszczących. Pomijając zabójczy zapach, dla mnie to wyrzucanie pieniędzy w brud, skoro w wielu przypadkach woda z mydłem/płynem do naczyń/octem sprawdza się znakomicie. Tylko te ślady kredek na krzeseł obiciach kłują w oczy, a tu podobno sprawdzają się chustki znakomicie.

Ciuchlandy, promocje, wyprzedaże - tam Lulencja kompletuje swą stylówę. I co tam, że chłopięce, byle by ciepłe gacie były. A skarpetki w autka to uwielbia. Dziecię szybko wyrasta, za chwilę kolejny wór wywędruję na strych lub w obieg wtórny, więc żal trochę tej setki za spodnie.

A zabawki i rozrywka zapytacie? No to u nas z tym słabo niestety. I tu żałuję, bo tyle jest sprytnych zabawek, których cena niekiedy przekracza nasze możliwości. A drewniane to już ogóle ubóstwiam. Dostaje dziecię raz na jakiś czas coś nowego, z okazji lub bez. Lecz obserwacje me wskazują, że takie utensylia jak: wspomniane rolki, kredki, książeczki, klocki, jogurtowe opakowania, zwykłe pudełka i piłki większą robią furorę niż gadająco-grające stwory. A bańki mydlane to już szał ciał. Więc trochę sumienie matki przygłuszone.

Na jednym tylko oszczędzić nie mogę. Choćbym nawet chciała. Syropki, kropelki, maści, balsamy, kremy, witaminki, suplementy, inhalatory, termometry, psikacze do nosa i gardła. Nasza apteka osiedlowa sporo na nas zarabia. I pewnie dlatego farmaceutka kłania mi się uniżenie. Wizyty prywatne i badania też z własnej kieszeni jak trzeba pokrywam czym prędzej. Ja chora zaczekam, dziecko nie za bardzo.

Ale wiecie co? Im starsza tym jakoś płytsza ta skarbonka. I mniej po kieszeni daje. Bo mniej tych mlek, kaszek, słoiczków. Rzadziej ubranka, pieluchy i chusteczki. I bardziej roztropna jestem w medykamentach – po co mi 5 syropów działających tak samo? Pewnie wystarczy poczekać do przedszkola to słowa ostatnie odszczekam. Na razie łudzę się, że jako napływowa Krakuska sprytnie radzę sobie z finansami. A jak nie wyjdzie, to.... przecież jestem z Podkarpacia.

A jakie Wy macie patenty na dzieciowe oszczędzanie? Chętnie poznam i wdrożę.
Bo rzucając klasykiem: po co przepłacać?

31 komentarzy:

  1. Staram się być oszczędna, ale to pewnie dla każdego co innego znaczy. Nie uznaje słoiczków, zaliczam promocje ciuchowe i stosuję minimalizm jeżeli chodzi o zabawki. Patentów chyba jakiś nie sprzedam. Dołująca jest ta Polska rzeczywistość i ta nasza "polityka prorodzinna".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A czy to rzeczywiście tylko kwestia Polski i polityki prorodzinnej? Ja już przestałam wymagać, żeby ktokolwiek inny niż ja i moi najbliżsi mogę coś dla mnie/nas zrobić. Może przez to choć odrobinę mniej rozczarowań i frustracji...

      Usuń
    2. Polska od lat żyje z wyprzedaży majątku poprzednich pokoleń i zaciągania długów na koszt przyszłych. Ekonomiści biją na alarm: sprzedaż strategicznych sektorów gospodarki na rzecz zagranicznych inwestorów nie zasypie dziury budżetowej, za to zwiększy finansowy drenaż Polski. W Polsce nie dba się, także o rodzinę. Rodzice z dwójką dzieci to już u nas prawie rodziny wielodzietne. Przyszłości różowej niestety nie wróżę krajowi, który nie dba o to co stanowi o jego przyszłości.
      Wiem, że nikt mi nic nie da. Nigdy nie dał. Jakoś sobie radzę, mimo że w urzędzie zwolnili mnie na wychowawczym, co pozostawiam bez komentarza. Trochę mi żal, że Polska to kraj z pogodą tylko dla bogaczy, a Polacy staną się parobkami sprzątającymi autostrady ;)
      Miałam sen, śniło mi się, że rządzili nami

      Usuń
    3. mądrzy ludzie, a nie specjaliści od PR ;)

      Usuń
    4. Pod ostatnim zdaniem podpisuję się rękami, nogami i wszystkim innym.
      Najgorsze, ze nie ma jakiegoś długofalowego planu jak zrobić, by choć odrobinę było lepiej Chyba że jest aż tak bardzo zakamuflowany lub nie przebija się do medialnego krzyku zdominowanego obecnie przez morderstwa dzieci, aborcję czy migracje międzypartyjne czy kto z polityków się z kim wyzywał. Smutne... Tym bardziej dlatego straciłam nadzieję, że państwo będzie wykazywać się dobrą wolą.

      Usuń
  2. Ja przy dziecku nie potrafię być konsekwentna. Jak wchodzę do sklepu dziecięcego to muszę z czymś wyjść. Ale to jest uleganie swoim słabościom, a nie uleganie dziecku, bo Fifi jeszcze za mały na wymuszanie zakupów. Co będzie potem, to zobaczymy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli jest to przyjemnością, to czego się dla niej nie zrobi. Jeżeli przymusem to już chyba nałóg ;)

      Usuń
  3. ja niestety jeśli o dziecko chodzi do oszczędnych nie należę. ciuszki mogę kupować tonami dlatego też nie chodzę za często, żeby nie wydawać za często. Lubię promocje i to nie tylko dla Małej ale i dla siebie. Chusteczek używam i lubię je bardzo. Nawet ostatnio do toalety kupiliśmy chusteczki, co się rozpuszczają. Nie są jakieś kosmiczne drogie a pupa dokładnie czysta i nie obtarta papierem-tak wiem, wiem to moja wyobraźnia te obtarcia podpowiada ale po prostu jakoś tak samo wyszło. Zabawki...eh...tutaj jest różnie. Czasem kupuję czasem kredki wystarczą. Podniebieniu też dogadzam...taka ze mnie matka nie oszczędzająca:/
    ps. u mnie mała słoiczków nie jadła, bo chciała tylko marchewkę a to dla małej istotki w zbyt dużych ilościach było nie wskazane także matka sama gotowała. i lubiłam to patrząc jak małą wcina aż jej się uszy trzęsą:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam się, że kupować dla Małej też lubię, bo dlaczego nie, tylko normalne ceny ogromnie odstraszają. No i kwestia tak naprawdę po co aż tyle? Ale o tym mi się myśli osobny post naskrobać ;)
      Tak, skład obiadków też często pozostawia wiele do życzenia - marchew+pomidory plus niewielkie ilości innych warzyw.

      Usuń
    2. no ja nie myślę przy kupowaniu po co aż tyle...ale jak już do domu to dotacham to jednak mi się myślenie włącza;p
      no i obiecuje sobie, że to ostatni raz;p

      Usuń
    3. Taaaa, obiecanki-cacanki. Do następnego dodatniego salda na koncie ;)

      Usuń
    4. o to to to:)
      tak mniej więcej;p

      Usuń
  4. Oj, ja też z tych nieoszczędnych ;)
    Ciuchlandy lubimy, ale kupujemy też dużo nowych ubranek, które potem, jak dzieci wyrosną, sprzedaję na Allegro.
    Zabawek czy książeczek też u nas mnóstwo, no i uwielbiam gadżety!! Za to nie spełniam każdej zachcianki Olderusi i raczej kupuję droższe rzeczy w sieci, na spokojnie szukając najlepszej okazji.
    Słoiczki często były kiedyś w użyciu, ale to z wygody, bo taka ze mnie kucharka. Teraz jemy wszyscy "dorosły" obiad a junior oczywiście jeszcze mleko.
    Chusteczki mamy i nałogowo używamy, więc jak widać kiepsko u mnie z oszczędzaniem ;)
    Za to fajne jest to, że dużo rzeczy mamy po Olderusi dla Juniora i to jest mega oszczędność przy drugim dziecku!! (np. fotelik do auta, łóżeczko, bujaczek, fotelik do karmienia i wiele innych).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też "lewa" kucharka. Frykasów moje dziecię nie uświadczy ;) A używane akcesoria - strzał w dziesiątkę!

      Usuń
  5. Ja robię bardzo podobnie do Ciebie.
    Słoików w ogóle nie używałam - i tak byłam w domu więc gotowałam dla małej od początku i bardzo szybko zaczęłam gotować dla nas wszystkich to samo, odkładając tylko dla córki przed doprawianiem(chociaż przyprawy też stosunkowo szybko jej wprowadziłam). Ciuchy głownie z SH albo od znajomych. Buty tylko zawsze kupuję nowe, jakoś tak nie widzi mi się zakładanie używanych(chociaż te z których wyrosła sprzedaję ;) )
    Chustek coraz mniej idzie, pieluch tak samo, mleko pomału chyba sama mi odstawia.
    No i zabawki - nie lubię śpiewająco-grających więc sama nie kupuję chyba, że dostanie. Lubię drewniane ale niestety kosztują trochę:/ Za to i tak najlepszymi zabawkami są te, które mała znajduje w domu ;) No i chodzę po blogach, i oglądam jak niektóre mamy robią 'coś z niczego' i sama próbuję tego samego. Np. kolorowanki - ostatnio mi podpowiedziała znajoma, że drukuje z netu. U nas póki co bardziej to gryzmolenie niż kolorowanie, ale właśnie- nie potrzeba kupować co chwilę nowej książeczki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te kolorowanki to super sprawa. Na pewno będę z nich korzystać, jak wyjdziemy z etapu gryzmolenia ;) Niby drobnostka, a oszczędność zawsze. I tak, buty tylko nowe. Zresztą sami ortopedzi odradzają kupowanie używek.

      Usuń
  6. Dziękuję bardzo! Już zaglądam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. nie jemy słoików, chusteczki nawilżane z Biedry, ubranka zaczynam kupować z ciuchlandów i na przecenach.... niestety chciałabym córce kupować co najlepsze, najdroższe, markowe ciuszki, wózki, foteliki za kilka tysięcy, zabawki za stówki... ale w naszym kraju to mało realne. trzeba się liczyć z kosztami i jeszcze odkładac z tego co jest, bo co jak przyjdzie choroba... smutne to...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biedronka moja miłość ;) Przy czym ja nie zawsze jestem przekonana, że to co najdroższe to najlepsze. I nie do końca widzę sens płacenia za wózek czy fotelik grubych tysięcy jeśli połowa z kosztów to tylko marka. To jest dla mnie bardzo smutne.

      Usuń
  8. Oj i ja też oszczędzam. Ale ja to lubię. Słoiczki co prawda kupuję, ale na promocjach. Zresztą wszystko kupuje na promocjach.;-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubisz kupować czy oszczędzać? Ja zdecydowanie to pierwsze ;)

      Usuń
  9. Nominowałam Cię do Liebster Blog Award. Zapraszam http://filipiamama.blogspot.com/2013/10/kolejne-nominacje.html

    OdpowiedzUsuń
  10. Ciuszki - głównie na allegro lub otrzymane, zabawki - również prezentowe (wychodzę z założenia, że nie ma sensu kupować dziecku 10 zabawek na raz, skoro i tak nie będzie się wszystkimi na raz bawić), wózki, łóżeczka, foteliki - tutaj wszystko uzywane, wyjątkiem był leżaczek i mata edukacyjna. Co jeszcze? Przymierzam się do własnego tworzenia zabawek, może uszycia jakiejś maskotki... Na pewno nie będzie grała i gadała, ale co z tego? Od rozmawiania jesteśmy MY :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To trzymam kciuki za rękodzieło :) Pochwal się proszę, jak coś wymyślisz. Ciekawa jestem bardzo :)

      Usuń
  11. Z tymi słoiczkami to się zgodzę, nie wiem jak można karmić dziecko tylko słoiczkami, toż to idzie na nie fortuna w sklepach. Jak ma się chwilkę to lepiej dziecku coś ugotować i wiadomo co je, że zdrowe i bez chemii :)

    http://rodzice-plus-dziecko.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teoretycznie słoiczki nie mają konserwantów, przynajmniej jeśli wierzyć etykiecie, ale w sumie po akcji z MOM nie wiadomo do końca czego się spodziewać. Sobie gotujesz to i dziecku upichcisz. A jaka oszczędność. Pozdrawiam!

      Usuń
    2. a my na słoikowaniu oszczędzamy. no a przynajmniej nie przepłacamy. Mały słoiczek kosztuje ok. 3 zł, a córa zjada połowę dziennie, więc wychodzi 1,5 zł ;)

      Usuń
  12. Bardzo dobra notka:) Oszczedzam, to ja na sobie i mezu:) a przede wszystkim na sobie:) Od kiedy urodzil sie synek- prawie nigdy sie nie maluje- nie ze jakas zaniedbana chodze, ale full natural, ubran nowych nie kupuje, bo i gdzie ja w nich wyjde i buty na szpilce pchajac wozek ubiore?:) Ale na synku nie umiem:) to nie rozpusta, ale chyba taka radosc, ze wreszcie Go mam i emocjonalnie i materialnie wszystko bym mu dala:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Moj synek ma 21 miesiecy i caly czas sama mu gotuje, osobne obiady. Ale szczerze powiem, ze nie wiem czy to taniej wychodzi, niz sloiki. Bo wiadomo i czas i gaz ( prad) i dziecku nie kupie warzyw w markecie, tych co nam- tylko te drozsze, miejmy nadzieje really EKO od pana z farmy, co nam do domku przywozi, no i miesko nie z tesco-jak dla nas, przyprawy-ziola swieze,amarantusy, kasze jagle, otreby orkiszowe itd kosztuja:( pewnie, ze warto- dla zdrowia itd ale czy to toniej od sloika?:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli kupujesz dla dziecia osobno i w wersji de luxe ;) to rzeczywiście może wychodzić drożej niż słoiki. A czy Wy też przejęliście takie zdrowe nawyki? Bo tak chyba jest najfajniej.

      Usuń