Ileż to razy udzielałam takiej rady - czy to wirtualnie czy osobiście - innym zapracowanym, zmęczonym, nie dającym sobie rady matkom.
Ile razy mówiłam, że to żaden wstyd poprosić o przypilnowanie dziecka, zrobienie obiadu, zrobienie zakupów czy też po prostu o możliwość wyżalenia i poflufcenia na czym świat stoi.
Ile razy twierdziłam, że matka i ojciec to czasem za mało i potrzebna jest pomoc osoby trzeciej.
Łatwo było mi mówić. Do tej pory nasze prośby o pomoc ograniczały się do tego, by ktoś przez parę godzin przypilnował śpiącej już Luli, gdy my oddamy się kulturalnemu szaleństwu w postaci kina. W pozostałych przypadkach radziliśmy sobie we dwójkę. Dopóki nie pracowałam - problemu niet. Lecz teraz sytuacja podbramkowa. Dziecię zakaszlane, a poniedziałek okazuje się być dniem niezbędności nas obojga w pracy. Z braku w okolicy niani na telefon jedyna decyzja to poproszenie o przyjazd babci odległej o 70 km.
Wiłam się jak węgorz przed tym telefonem. A bo może dzieciu do jutra przejdzie i choć na kilka godzin do żłoba pójdzie, a od wtorku damy sobie radę. A po co wołać babcię z tak daleka, po to tylko by kilka godzin z dzieciem posiedziała. Babcia i tak ma swoją robotę w domu itd., itp. I dopiero po chwili stwierdziłam, że są to argumenty, ze tak powiem, z dupy. Nigdzie nie jest napisane, w żadnym kodeksie idealnej matki (takowy nie istnieje, bo idealne matki to widma), że zawsze i wszędzie masz polegać tylko i wyłącznie na sobie. Mąż i Ojciec trzeźwo i rozumnie (jak to Mąż i Ojciec) stwierdził, że ryzykować zdrowiem dziecka nie można. A decyzja należy do babci.
I taka moja rada. Proście, jeśli pomocy chcecie lub potrzebujecie. Niech decyzja o pomocy będzie wspólna - zarówno Wasza jak i osoby pomagającej. A robienie z siebie Matki Polki Męczennicy zacznijcie dopiero wtedy, gdy wszyscy się na Was wypną. Co w normalnych warunkach na szczęście na zachodzi.
Więc głowa do góry i włączamy do swojego słownika sformułowanie: "Czy mógłbyś/mogłabyś przyjechać/zostać/zrobić ..... , bo sami nie damy rady?" (niepotrzebne skreślić, w razie potrzeby rozszerzyć)
Więc głowa do góry i włączamy do swojego słownika sformułowanie: "Czy mógłbyś/mogłabyś przyjechać/zostać/zrobić ..... , bo sami nie damy rady?" (niepotrzebne skreślić, w razie potrzeby rozszerzyć)
Babcia przyjechała i zostanie do jutra :)
Ja prosze i sie tego nie wstydze. Nie jestem herosem a i korona mi ze lba nie spadnie. No i inni tez poczuja sie potrzebni:)
OdpowiedzUsuńI takie podejście bardzo mi się podoba :) Zwłaszcza zaspokajanie potrzeb innych ;)
Usuńmy nie prosimy o pomoc, ale też nie było jeszcze sytuacji wyższej konieczności
OdpowiedzUsuńtak dla rozrywki własnej jakoś nie potrafię, może kiedyś..
MI tez zajęło rok, zanim zostawiliśmy Lulę na 3 godziny. A teraz planuję kiedy skoczymy do kina kolejny raz. Ba! nawet o Sylwestrze myślimy ;)
UsuńU nas nie było takiej podbramkowej sytuacji, a żebyśmy mogli wyjść na przykład do kina nie mogę się przemóc i poprosić. Boję się, że Fifi będzie tęsknił, że teściowa nie posłucha moich rad i że w efekcie i tak będzie to zmarnowany wieczór, bo będziemy się źle bawić.
OdpowiedzUsuńA wiesz, że przez jeden wieczór to teściowa większej krzywdy dzieciu nie zrobi? ;)
UsuńA dzieciak może Cię pozytywnie zaskoczyć. I nawet jak będzie tęsknił, to tylko kilka godzin. Bo ile trwa kino? ;) Polecam - i dla Ciebie i dla chłopa to będzie fajna sprawa.
Ojej jaka kochana babcia!:) My jak do tej pory kilka razy prosiliśmy o pomoc siostrę, która na szczęście mieszka bardzo blisko. Jednak zawsze podobnie, jak Ty biję się z myślami, czy poprosić, czy nie o pomoc. Boję się, że siostra może odmówić a ja tego nie zrozumię. Na szczęścioe na razie jestem w domu, ale na przyszłość będzie chyba potrzebna niańka - jak nic... Gorace pozdrowienia!:)
OdpowiedzUsuńBardzo kochana :) Kurczę, fajnie mieć kogoś blisko, właśnie na podbramkowe sytuacje, ale i na rzadką bo rzadką ale rozrywkę. Bo ileż można siedzieć w domu z dzieciem i myśleć tylko o dzieciach. Nam też się cholera coś od życia należy!
UsuńŚwięte słowa. Dzięki za postawienie do pionu. Bo ostatnio zapominam o tym. A bez proszenia się nie da. Trzeba kurna jakoś żyć.
OdpowiedzUsuńSłużę na przyszłość. I stawiaj się do pionu i nie pochylaj za bardzo ;)
UsuńNam babcia (teściowa) bardzo pomaga. Codziennie odbiera dwóch synów z przedszkola i ze szkoły. Co prawda ma blisko bardzo i ja nie zawsze ze względu na pogodę mogę z najmłodszym iść.
OdpowiedzUsuńTo naprawdę masz fajną sytuację. Trzeba to doceniać :)
UsuńKradnę co nie co, oczekuj mojego dzisiejszego tekstu :)
OdpowiedzUsuńAch kradnij ile chcesz. Miło mi niezmiernie :)
UsuńŚwięte słowa. Ja na razie, dopóki Zośka siedzi w brzuchu, unikam proszenia o pomoc jak ognia, aczkolwiek przełamuję się powoli. Inna sprawa jest taka, że moi rodzice, którzy są niedaleko, pracują zawodowo, a rodzice M. daleko - z czego teść pracuje, a teściowa niemobilna... Ale wierzę, że za kilka miesięcy uda nam się rozsądnie podejść do tematu.
OdpowiedzUsuńTak, macie jeszcze sporo czasu. Ale i tak dobrze mieć z tyłu głowy, że matką polką być nie trzeba.
UsuńDobrze gadasz! A z tego co widzę, babcia czasem tylko czeka, żeby pomóc a sama wtrącać się nie chce i wychodzić przed szereg też nie. Przynajmniej nasza. I ważna się czuje wtedy i potrzebna i niezbędna. Więc daj sobie pomóc i zrób przyjemność babci! :p
OdpowiedzUsuńDałam, przyjechała, ale widziałam, że dziecię ją jednak trochę zmęczyło. I taka babcia niewtrącająca o której piszesz, to fajna sprawa. Moja mama też taka jest :)
UsuńOj mam z tym problem i wcale ze mnie żadna matka polka...raczej Gosia samosia, ja sama, ja sama...ale jest świetlko w tunelu...uczę się tego :) pzdr
OdpowiedzUsuńUcz się ucz, mnie samej jeszcze korepetycje by się przydały.
Usuń