31.12.13

 
Plan był inny.
Miałam dzisiaj pisać o bywszym roku: czym mnie zaskoczył, czym zadziwił, a kiedy dowalił.
Lecz jedyne co było pewne w tym roku, to taka karma, że większość planów paliła na panewce.

Zmiana więc nastąpiła i będzie o pamięci. Krótkiej pamięci.

Wierzcie albo nie, ale jestem żywym przykładem stępienia zdolności zapamiętywania wynikającego z przebycia okresu ciąży, porodu i macierzyństwa. Mówiąc krótko: sklerozy nabyłam. Na dzieciaka winy zrzucać nie powinnam, bo to pewnie kwasów Omega ileś tam mi mało, tranu czy innej błerlecytyny nie pijam, a sama praca umysłowa nabytych braków nie nadrobi. Więc co zrobić - męczę się ze zdwojoną siłą.

Ileż to razy zapominałam listy zakupów, terminów, nazwisk czy twarzy. Ileż to razy próbowałam sobie przypomnieć jak nazywa się ta aktorka co w tamtym serialu, wiecie którym, grała główną rolę. Taka ruda, kojarzycie? Ileż to razy wydarłam się na chłopa, że "Dopiero teraz mi o tym mówisz!?!", a bidok mój się tłumaczy, że na pewno mówił wczoraj, przedwczoraj i dwa miesiące wcześniej również.

Ale dzisiaj błogosławię moją krótką pamięć. Pozwala się uśmiechnąć w taki dzień jak dzisiaj. Gdy okazuje się, że z pozoru w miarę bliskiej Ci osoby tak naprawdę nie znasz. A jej prawdziwa opinia o Tobie kompletnie nie pokrywa się z kilkoma latami uśmiechów, zdawałoby się szczerej rozmowy, pozytywnego odbioru. Gdy dowiadujesz się - wersja light - że masz przerośnięte ego, nieprawdopodobnie wysokie mniemanie o sobie, jesteś ciągle na nie i tak naprawdę w zadku masz zdrowie własnego dziecka. I to wszystko dlatego, że masz swoje zasady, starasz się być asertywna i nie zgadzasz się na działanie za swoimi plecami.
 
Dzień, w którym prosiłam Męża mego (a nie o nim mowa, bądźcie spokojni!), by zabrał dziecko z pokoju, w którym toczyła się "dyskusja", a tak naprawdę "pyskówka". To było dla mnie powodem największego strachu - dziecko w obliczu potężnej kłótni. Zbyt dobrze znam to z autopsji, by fundować mej kochanej.

Zdaję sobie sprawę, że krótka pamięć działa (notabene!) na krótką metę. W niczym nie pomoże, niczego w rozwiązaniu konfliktu nie ułatwi - czy jest to w ogóle możliwe?
Mimo, że pewnie obudzę się jutro w miarę dobrym nastroju, to w końcu sobie przypomnę, że  starego roku nie zakończę bilansem dodatnim, choćbym chciała.
Czego nikomu nie życzę.


13 komentarzy:

  1. Ech kochana, współczuję takiego odkrycia, a wiem jak się czujesz bo kiedyś przechodziłam przez podobne zajście. Co prawda na tapecie nie było zdrowia mojego dziecka, więc pewnie łatwiej było mi to przełknąć i nie brać do siebie. Trzymam kciuki żeby nowy rok był lepszy niż stary i aby zakończył się bilansem dodatnim. Pozdrawiam ciepło:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) Trochę chyba już ochłonęłam, ale z tyłu jeszcze siedzi. Głównie jako taka pewna niesprawiedliwość w ocenie, choć nie twierdzę, że jestem święta, bez winy itd.

      Usuń
  2. Widzę, że mamy podobne doświadczenia. I z pamięcią i z dowiadywaniem się o sobie zupełnie nowych i niespodziewanych rzeczy. Najdelikatniejsze co usłyszałam, to, że jestem beznadziejna i widzę tylko czubek własnego nosa. Osoba, od której się tego dowiedziałam niech lepiej spojrzy na siebie. Ech, ale co tam, zapominam i dobrze się dziś bawię.
    Pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To mam nadzieję, że zabawa się udała. Trzeba w końcu jakoś odreagować ;)

      Usuń
  3. ja takich ludzi nazywam ''życzliwymi'' - wszystko wiedzą lepiej, lepiej potrafią, są najlepsi! I fakt - dobijałam się tym równo i wciąż tak jest czasami. Ale - JESTEŚMY NAJLEPSZE! :) Pamiętaj o tym! SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak - życzliwi. Życzliwi inaczej. Dzięki wielkie i Happy New Year dla Was!!

      Usuń
  4. Ja zeszłego Sylwestra obiecałam sobie, ze od 2013 roku odcinam ludzi, którzy robią mi krzywdę i wysysają energię. Częściowo mi się udało. Problem jest z tymi, których nie da się unikać - z babcią, której Tymon jednak potrzebuje, a która co jakiś czas wbije taka szpile i tak wkurzy, ze masz ochotę trzasnąć drzwiami. Ale nauczyłam się walczy, nauczyłam się pyskować, bronić swoich racji i odbijać piłeczkę. Boli tylko, że musiałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najgorsze, że ja nawet nie wiedziałam (ok, może podejrzewałam, ale pewności nie było), że z taką osobą mam do czynienia. Ale tak jak u Ciebie - odciąć się nie odetnę, na razie daję na wstrzymanie.

      Usuń
  5. Asertywność czasem uraża rozmówców i to do tego stopnia, że aż musza sobie pochlastać....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja właśnie nie kumam tego, dlaczego asertywność jest często traktowana jako atak. I czemu wtedy chlastać bez umiaru skoro rykoszetem obrywają wszyscy dokoła?

      Usuń
    2. Nie wiem, sama chciałabym wiedzieć, bo mnie się za asertywność tak samo kilka razy dostało. Ale mam wrazenie, że to nie nasz, a tych ludzi problem...

      Usuń