Teczka Małego Ucznia dla trzylatków. Żłobek pod nazwą Akademii. Angielski i matematyka od pierwszego roku. Najbardziej chodliwe są książki/kolorowanki/płyty opatrzone przymiotnikiem: edukacyjne. Co z tego, że to zwykła kartka z
narysowanym bałwanem - to przecież edukacja, lepszy start, pod tym
hasłem można wszystko sprzedać. A rodzice się łapią, bo chcą dla dziecka jak najlepiej. Ba, ciężko nawet znaleźć jakąkolwiek zabawkę, która w opisie nie pełniłaby funkcji edukacyjnej.
Czy myśmy aby nie powariowali? Gdzieś kiedyś znalazłam wypowiedź że dwa latka to najlepszy czas na rozpoczęcie edukacji. Jakiej edukacji? Dziecko ma się bawić, bawić i doprawić kolejną zabawą. Powoli przyswajać nowe umiejętności. To, że przy okazji czegoś się nauczy to świetnie, ale planowanie, że w danym tygodniu dziecko (dwu-, trzylatek) powinno przyswoić kilka konkretnych treści/umiejętności, a jak nie daje rady próbujemy od początku - czy to już nie jest przesada?
Od nauki pisania czy liczenia jest szkoła. Czyli etap 6-7 latków. Tak jest skonstruowany program, proszę sobie sprawdzić. Jeżeli dziecko wcześniej wykazuje chęci, bo np. rodzeństwo jest już uczniem, to zabronić nie zabronisz - sama byłam takim przypadkiem. Ale uczenie pisania trzylatków, bo taka jest fantazja rodziców, to chyba nie tędy droga. Mało złego, gdy umiejętności szkraba są niewystarczające i rodzic akceptuje, więc luzuje. Lecz gdy włącza się chora ambicja ze strony starszyzny to już robi się niebezpiecznie.
Rywalizacja
od najmłodszego: ten najpiękniej narysował kwiatka, a ta najwięcej słów
wymawia. Nawet gdy nam się wydaje, że dziecko nie kuma, to jednak kuma:
w życiu chodzi o to, by być najlepszym; bycie średniakiem to bycie przegranym.
Mierzi mnie to, inaczej tego nazwać nie mogę. Cierpnę, gdy słyszę przechwałki, czego to dzieci się nie uczą!!! w prywatnych żłobkach/przedszkolach. Szkolna edukacja trwa i tak wystarczająco długo. Po co ją jeszcze przedwcześnie i jednak trochę sztucznie zaczynać. Gdzie w tym wszystkim beztroska, która powinna być charakterystyczna dla wieku dziecięcego? I ostatnie pytanie na koniec - czym tak naprawdę ten lepszy start się objawia?
Czy ktoś mądrzejszy ode mnie jest mi w stanie to wytłumaczyć?
Źródło zdjęcia: education-portal.com
Ja tam tłumaczyć nie mogę bo też tego nie rozumiem. Jestem tego zdania co Ty - dziecko powinno mieć czas na bycie dzieckiem, bo takie jest jego święte prawo:)
OdpowiedzUsuńNa edukację w pełnym tego słowa znaczeniu będzie miało jeszcze czas.
Dokładnie! Jakoś nie potrafię sobie tego wytłumaczyć "dobrem dziecka". Co jest tak nadzwyczajnie korzystnego w tym, ze dwulatka coś tam duka (a raczej wyuczyła się na pamięć) po angielsku skoro mieszka z rodzicami w Polsce i w domu mówi się po polsku? Po co to?
UsuńFaktycznie, przerośnięta ambicja rodziców i zmuszanie dziecka to najgorsze co je może spotkać. Ciągłe wymagania i wyścig szczurów od najmłodszych lat. Ale nie zapominajmy o tym, że to nie dzieci chcą beztroski, ale rodzice tego chcą dla nich. To dorośli myślą o dzieciństwie w kategorii "zero obowiązków - super!", podczas gdy dzieci chcą te obowiązki mieć, chcą się uczyć, rozwijać, poznawać. Dzieci chcą być dorosłymi, a dorośli dziećmi, dlatego tak trudno się czasem ustosunkować i zrozumieć nawzajem :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że trzeba przede wszystkim słuchać dziecka.
Absolutnie się zgadzam, tylko, że dla mnie beztroska nie oznacza braku obowiązków, czy pozbawianiu możliwości poznawania świata tylko raczej na robieniu tego we własnym tempie, w wymyślonej przez siebie kolejności, według swoich zasad. Bez spinania się i zastanawiania się czy spełniło dzisiaj wymagania rodzica.
UsuńMam takie wyobrażenie, by dziecko było w jak najmniejszym stopniu ograniczane w swej kreatywności, działaniu, poznawaniu. Granice są konieczne, to jasne bez dwóch zdań, ale jeszcze przed dzieckiem sporo czasu edukacji jako takiej, więc może nie ma co wciskać go w jej ramy wcześniej niż przewiduje to system.
Wytłumaczenia nie znajduję... My lubimy się uczyć przez zabawę, bez zmuszania, nic na siłę, bo na prawdziwą naukę przyjdzie jeszcze czas :)
OdpowiedzUsuńPewnie, że tak. I to nawet lepszy jest sposób niż wmuszanie na siłę ;)
UsuńDziecko tego co trzeba uczy się samo, a jak przyjdzie na to czas z pomocą przychodzi szkoła, po co za wcześnie coś na siłę wprowadzać.
OdpowiedzUsuńOczywiście, ja sensu nie widzę, ale jeśli dziecko ma ochotę samo z siebie to niech się uczy.
UsuńCaasem mi się wydaje, że w tej gonitwie zapominamy o tym, że "życie przecież po to jest, żeby pożyć" ;)
OdpowiedzUsuńI to my dorośli mamy z tym największy problem. Uwielbiam patrzeć, jak dziecko przez parę minut rokminia jak otwiera i zamyka się pudełko. I nie chodzi tu o spokój, ale takie zaangażowanie, chęć poznania.
UsuńRodzice przenoszą swoją chorą ambicję i wyścig szczurów z pracy na dzieci. Szkoda - dzieci.
OdpowiedzUsuńI po co? Po co się pytam...
UsuńA wytłumaczcie mi co zrobić w takim razie z dzieckiem, które w wieku niespełna 3 lat mówi, że chce sie nauczyć czytać? :)
OdpowiedzUsuńNie mam niespełnionych ambicji, nigdy nie podejrzewałam, że moje dziecko w wieku 3 lat zacznie czytać proste słowa.
Nie podejrzewałam też, że będzie liczył w wieku 4 lat do 30 i sobie dodawałam i odejmował.
Nie sądziłam też, że będę miała dziecko, które rozwiązuje zadania na poziomie 7latka, interesuje się atlasami, zwierzętami i globusem i potrafi bardzo sprawnie po globusie się poruszać.
To nie są moje ambicje.
Trochę dla mnie jest tylko bolesne jak ktoś mi wmawia, że robię dziecku wodę z mózgu, że mam przerosnięte ego, a moje dziecko pyta dlaczego ktoś uważa, że on nie może jeszcze czytać? On chce.
Matko Prezesa, ale ja napisałam przecież (i dziewczynom chyba też o to chodziło), że jeżeli dziecko wykazuje samo z siebie chęci to w porządku - przecież zabraniać nie będziesz ;). Super, ze Jaśko sam chciał czytać, sam (no ok, z pewną Waszą pomocą) się nauczył liczyć. Ja sama nauczyłam się czytać mając 5 lat. Masz fajnego zdolnego chłopaka i z tego co rozumiem wyszło to od niego, a nie od Twojego przymusu, prawda?
UsuńMi chodziło o sytuacje, gdy są matki/ojcowie, którzy zakładają (jak w przykładzie): skończyło dwa lata - czas zabrać się za naukę. I na siłę wpychają zbyt wcześnie dziecko w presję edukacji. Tego rozumowania nie pojmuję, obejmę to przerośniętą ambicją i to chciałam podkreślić, bo moim celem nie było wmawianie niczego tylko raczej zadziwienie ;)
Jestem zwolenniczką wczesnej edukacji o czym pisałam na blogu. ;) Teraz mi się nie chce tematu szukać.
UsuńPisałam o tym, że takie małe dziecko jest chłonne jak gąbeczka, ale wszystko musi się odbywać w formie zabawy.
Jaś ma w przedszkolu co dziennie angielski.
Nie ma dla mnie nic piękniejszego niż tekst:
- Mamo, mamo! Wiesz jak jest gwiazdor po angielsku?
- Niee - kłamię
- Santa Claus!
- Super. A wiesz jak jest choinka?
- Christmas tree!
;)
http://www.matkaprezesa.pl/2013/09/wczesna-edukacja.html
UsuńMam. :)
Pamiętam nawet jak go czytałam. I sama podsuwam mojej różne zabawy, przede wszystkim, by próbowała nowych rzeczy.
UsuńTylko nie do końca mnie przekonuje takie wciskanie, że zacznij, zacznij jak najwcześniej z podtekstem - jak zaczniejpóźniej to Twoje dziecko ma przechlapane - a tak to niestety ostatnio wygląda (oczywiście nie odnoszę się personalnie do Ciebie tylko ogólnie do sytuacji na rynku wydawniczo-zabawkowo-edukacyjno-rodziecielskim;)