W odpowiedzi na pytanie czytelniczki (Filipia mama to Ty!;), czując w sobie misję edukacyjną i szczerą chęć niesienia pomocy postanowiłam w pięciu punktach pokazać jak po roku abstynencji wsiąść do samochodu i pomknąć w siną dal.
1. Czas.
Idealnym momentem na powrót do świata zmotoryzowanych jest czas, gdy innych użytkowników drogi, potencjalnych przeszkadzaczy i zawalidrog jest statystycznie jak najmniej. Najlepiej wybrać okres świąteczny, gdy rzesza narodu przywiązana jest do stołów w celu konsumpcji tudzież zaangażowana jest we wszelkie aktywności przygotowawcze bez dostępu do zamkniętych już przybytków materializmu, które potencjalnie mogłyby kusić na nerwowe wyjazdy, bo zbrakniętą śmietanę. Matka wybrała sobotę przedwielkanocną, godzinę siedemnastą w porywach do osiemnastej.
2. Miejsce
Dobór miejsca powrotu za miejsce przy kierownicy jest również niebagatelny. Najlepiej wybrać lokalizację dobrze znaną acz słabo zaludnioną z powodów wymienionych w pierwszym zdaniu punktu pierwszego. Preferencyjnie należy omijać znów! przybytki materializmu, miejsca kultu religijnego tudzież placówki zbiorowego żywienia tudzież drinkowania. Polecane wszelkiego rodzaju trakty polne, drogi leśne lub wsie zabite dechami.
3. Motywacja
W celu uzyskania najskuteczniejszego kopa w cztery litery należy poszukać w swoim otoczeniu osób, które w słusznym wieku uzyskały uprawnienia do kierowania pojazdem wszelakim i z uporem godnym polityków walczących o stołki jeżdżą, ćwiczą, praktykują. Matka taką motywację znalazła w osobie matki swej. Bo jak ona dała radę, to ja nie? Motywacja jak najbardziej pozytywna. Zwłaszcza połączona ze zdziwieniem i podziwem osób postronnych
4. Działaj instynktownie.
Jeśli chcesz pojechać, a standardowego szofera akurat brak, bo wybył na mszę i słyszysz mały głos z tyłu głowy powtarzający: "Bierz kluczyki, pakuj dziecko, jedź gdzie koła poniosą" to nie zastanawiaj się wiele, ewentualnie sztachnij się dymem dla kurażu i po prostu ruszaj w drogę. Na samej drodze też działaj instynktownie. Bo kto powiedział, że od razu musisz wyprzedzać rower. Daj sobie czas.
5. Jeśli pierwsze cztery punkty skutecznie Cię zachęciły i pokonałaś/eś swe pierwsze 15 kilometrów, to by nie zniechęcać się ewentualnymi kolizjami, niebezpieczeństwami tudzież porysowanym błotnikiem proponuję ostatni krok do sukcesu bycia niezawodnym kierowcą - nie powtarzaj nim minie rok.
hmmm...trzeba zrobić prawko;p
OdpowiedzUsuńczas jechac;p
A Ty tak w ogóle bez?
UsuńTo czym tak się po Polsce szwendasz?
No to zbliża się weekend majowy, ludzie uciekną z miasta, a siądę, pomedytuję i może coś z tego będzie;) Dzięki za mini tutorial;)
OdpowiedzUsuńO widzisz, najbliższy czas będzie jak znalazł ;)
UsuńU mnie sprawdziło się kilka lekcji z instruktorem. No i motywacja, bo mąż się zbuntował i nie chciał mnie na basen wozić :)
OdpowiedzUsuńInstruktor dobra rzecz. Może by mnie przekonał, by w tym pędzącym Krakowie przejechać te marne 2,5 km od domu do żłoba i pracy.
UsuńJa też myślałam o instruktorze, nawet znalazłam niedaleko domu szkołę jazdy, ale wiecznie czasu nie było.
Usuńteż muszę z powrotem zasiąść...
OdpowiedzUsuńKciuczę :)
Usuńtak to czynię właśnie!
OdpowiedzUsuńI dobrze tak, prawda?Przyjemność trzeba sobie porządnie dawkować.
Usuńteż się w święta zaprzyjaźniałam z autem ;)
OdpowiedzUsuńZ pozytywnym skutkiem? ;)
Usuńpowiedzmy haha, ofiar nie było ;)
UsuńI to się liczy :)
UsuńJa od tego miesiąca wracam do bycia aktywnym kierowcą:) Uwielbiam to!
OdpowiedzUsuńCzy inni uwielbiają to jak prowadzę samochód to już inna kwestia;)
Haha! Przepraszam, ostatnie zdanie mnie rozłożyło. Brać będę z Ciebie przykład ;)
Usuń