Muszę się, no muszę się pochwalić, że z dniem wczorajszym osiągnęłyśmy z Lulką wyższy poziom wtajemniczenia komunikacyjnego. Z powodu zachyrlania i stanu lekkogorączkowego dzieć rezydował w pieleszach domowych w towarzystwie tatuśka swojego. Matka wyrodna celebrowała prawdopodobnie ostatni dzień w pracy czyli w tempie mocno podkręconym nadrabiała zaległości, organizowała zastępstwa, sprzątała, takie tam. Z racji zawodowych z ojczulkiem Lulkowym skontaktować się musiała, więc hyc za telefon. Będąc radarem telefonicznym i widząc owo urządzenie Lulencja za każdym razem jak najupierdliwiej domaga się rozmowy. Po załatwieniu niezbędności z tatuśkiem matka dostaje więc w słuchawce dziecię swe, a ojczulek oddala się w kierunku pyrkającej fasolki po bretońsku.
Szybkie pytania na zapewne dziesięciosekundowe połączenie bez wiary w uzyskanie reakcji, bo zapewne dzieć zaraz nie ten klawisz co trzeba wciśnie: "Co robisz kotuś?", "Bawiłaś się?". Ku swemu niezmiernemu zdziwieniu matka dostaje adekwatne odpowiedzi.
"Mamusiu, puściłam pranie z tatusiem". "Mamusiu zrobiłam bałagan w swoim pokoju". "Kotuś, to proszę posprzątaj ten bałagan przed obiadem, dobrze?". "Dobrze, posprzątam z tatusiem". "Mamusiu, a kiedy przyjedziesz?". "Za trzy godziny, kotuś, bo muszę jeszcze popracować". "A co robisz w pracy?". "Piszę na komputerze". "A jest wujek Michał?". "Jest". "A co robi?"."Też pracuje". "Mamusiu, a jedziesz już do nas?". I matce się łezka w oku kręci i mniej może z powodu dzieciowej tęsknoty, a raczej z faktu, że kolejny raz mimochodem zauważa, że barbocel staje się coraz starszym barboclem, rośnie, mądrzeje, dorośleje. Już niedługo będziem mogły sobie urządzać długie pogawędki, plotki-ciotki, a wystarczy nam ino zasięg.
Oczywiście Lulka w dalszym ciągu jest psotną Lulką. Ostatnie minuty konwersacji spędziłam powtarzając trzydzieści razy: "Kotuś, daj mi do telefonu tatusia. Kotuś, muszę tatusiowi powiedzieć coś ważnego. Kotuś, proszę!". Dziecię ciągle "Nie! Nie!". Nagle milczenie, złowrogie milczenie, trzy sekundy, pięć sekund, dziesięć, by na końcu rzec: "Żartowałam mamusiu!" i oddać telefon tatuśkowi. Komentarz owego: "A ja myślałem, że ona tak sama do siebie gada" ;)
Dzieci i telefony:)
OdpowiedzUsuńMoja urządza sobie codzienne pogawędki z babcia. Szaleństwo.
Do tego to prowadzi? U nas rządzi skype z babciami. Tak średnio co dwa dni ;)
Usuńu nas co dzień z tendencją wzwyżkową:/
UsuńUuu, biedny portfel, biedny telefon ;)
UsuńŚwietna sytuacja, wcale nie dziwie Ci się, że łezka w oku Ci się zakręciła :) miałam dokładnie to samo ;) Jakbyś dla malutkiej czegoś potrzebowała to zapraszam Cię do mnie na Asport-Junior.pl :)
OdpowiedzUsuńChyba każda z nas nawet o niby twardym sercu tak czasem ma ;)
UsuńZnam ten rodzaj wzruszenia! Patrzysz na kurdupla i nadziwić się nie możesz, że taki już "dojrzały";)
OdpowiedzUsuńZdarza mi się coraz częściej. Starzeję się? Mamczeję?
UsuńSłodka ta Lulencja, nie ważne że od czasu do czasu :D ;)
OdpowiedzUsuńI trzymajmy się może tylko pierwszej części oświadczenia ;)
Usuń