6.12.14

Szkrabol podrzucony tatuśkowi (po spaniu do 9.00, a potem jeszcze przedobiedniej dwugodzinnej drzemce - tatuśka, nie mojej), można zasiąść do krótkiej relacji z tegorocznych Mikołajek. Uprzedzam - normalnie być nie mogło (vide przypadek zeszłoroczny: 1, 2, 3). Przy czym świadomość Mikołaja jako czerwonoodzianego brodacza, co to odwiedza wszystkie dzieci (skąd ta paskudna dyskryminacja niegrzecznych bachorów?) u pierworodnej już wystąpiła.

Podejście pierwsze:
"Kotuś, co chcesz od Mikołaja na prezent?"
"Klocki Lego z panem farmerem i skarpetki z reniferem". Okeeeej. Obie rzeczy już posiada. 
Podejście drugie: 
"Kotuś, ale tak naprawdę, co byś chciała dostać od Mikołaja?"
"Nic!". Podkówka. Wtf?!
Podejście trzecie (oddalone w czasie):
"Kotuś, wiesz, że do żłobka przyjedzie Święty Mikołaj. Będziecie robić sobie z nim zdjęcia".
"Ja nie chcę Mikołaja!" Ryk. Wtf, wtf?!
No to nie wpisujemy na żłobkową ekstra listę do zdjęć mikołajowych, nic na siłę.
Podejście czwarte:
Lulek sama z siebie w trakcie wspólnego rysowania
"Mama, namaluj tu Mikołaja, ale z prezentami". W matkę wiara wstąpiła, że może coś zmieniło.
"Dobrze, kotuś. Już rysuję. A co byś chciała od niego dostać?"
"Nic, ja nie chcę prezentu od Mikołaja. Tylko go tu narysuj". Facepalm - nie wiem, czy większy w wykonaniu moim (wątpię we wszystko co możliwe) czy Lulki (matka, gdzie twoja logika?).

Koniec końców luzujemy. Idziemy na żywioł. A tak naprawdę odpuszczamy - co będzie to będzie. I nie wiem, czy w ogóle wypada przyznać się jakimi to wyrodnymi rodzicami jesteśmy, bo dzieć rzeczywiście dostał dzisiaj z rańca prezenty, ale żadnego sami nie kupiliśmy. Za jeden odpowiedzialna jest Potwora Wózkowa. Za drugi żłobek, bo mimo, że zabunkrowane jesteśmy zapaleniowo w domu od tygodnia, to przy okazji ojcowej wizyty w przybytku w celach administracyjnych przekazano nam paczuchę dla Lulencji. I będąc mocno praktycznymi (tak się teraz subtelnie określa skąpstwo ;) rozważaliśmy nawet podział, by część nie przeszła na Wigilię, ale matka by w nocy nie spała, gdyby prezentów pożałowała.

Przyszedł ranek. 6.20. Dziecię po ciemku sprintem do mnie. "Mama!" No tak, prezenty zobaczyła, chce otwierać. Ale nie. Woła "Mama, gdzie jesteś?". To biorę barbocla do swojego wyra z płonną nadzieją na dospanie. Leżymy 10 minut. Potem zwyczajny początek dnia i przez dwie godziny pannica się nie orientuje, że koło jej łóżka leżą paczki. Już po śniadaniu, po inhalacji, po koncercie pianinkowym i nic. Czekam, może tatusiek wstanie w końcu szanownie z wyra i zasugeruje sprawdzenie ewentualnej prezentowni, ale ten wciąż chrapie w najlepsze. To biorę dziecię za rękę niby żeby wybrać wdzianko na dzisiaj (tak, ganiałyśmy dwie godziny w piżamach) i ... panna zaskakuje. Oczka rozświetlone, oddech przyspiesza. Radość widzę, radość. 
"Mikołaj zostawił mi prezenty!"
"Tak kotuś, tak jak mówiłyśmy: Mikołaj przynosi dzieciom prezenty i zostawia w nocy. Tobie też zostawił".
"Ale tak na niby".
"Co tak na niby?"
"Mikołaj na niby"
"A dlaczego Mikołaj na niby?"
"Bo ma taką brodę."

Oficjalnie wymiękam. Potrzebuję tłumacza, który zrozumie moją własną osobistą córę. I nie mam już wyrzutów sumienia, że wyjadłam czekoladową część jej żłobkowej paczki.

10 komentarzy:

  1. Czytając Twoje Posty to tak...jakbym oglądała jakiś film :) Wyobraźnia u mnie nawet się włącza co tak normalnie rzadko się zdarza:) Owszem też mam dziecko i zastanawiam się czy aby z nią wszystko ok ? :)) Pytania zadaje ale szybko sama znajduje na nie odpowiedź, wszędzie jej pełno, że sama za sobą nie nadąża i do niektórych spraw podchodzi za poważnie jak na swój wiek. Ale co najważniejsze : nadal wierzy w św. Mikołaja i pewnie jej to długo nie przejdzie bo zarówno matka jak i ojciec ( po powrocie z pracy o 1 w nocy zostawiał ślady świętego ) stają na głowie jakoby wszystko było na miejscu;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Potraktuję to jako komplement ;)
      Z tego co piszesz, to masz po prostu fajoskie dziecko :)

      Usuń
    2. fajoskie...mega zajefajne...kocham..kocham nad życie:)))

      Usuń
    3. I to się cudnie czyta :)

      Usuń
  2. hahaha:) U nas też Mikołaj nie do końca ogarnięty. Czeka, wie, że będzie prezent ale to tyle:) hmmm w sumie, po co więcej :p

    OdpowiedzUsuń
  3. Mikołaj z broda musi byc straszny;)
    Moja w zlobku dala sie w niebogłosy na jego widok. Dopiero w przedszkolu zmieniła zdanie;)
    Natomiast ja bym chciała żeby moja czegos nie chciała...moja chce wszystko;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musimy chyba przetestować wersję bez ;) A czyli dla żłobkowiczek to normalne, uspokoiłaś mnie ;)

      Usuń
    2. Zacznę od brodatego wujka, którego Lulka się boi. Jak zadziała będę musiała przekonać Mikołaja ;)

      Usuń