5.1.15

Niby pisałam ostatnio, że kiepska jestem w podsumowaniach, ale między jednym a drugim karmieniem a tak naprawdę w ich trakcie przyszło mi do głowy, że wraz z szalejącą własną sklerozą dobrze byłoby zaznaczyć, co wyznaczało nam rytm w tym roku. Spora inspiracja wynikła również z zapoznania się z podobnymi zestawieniami chociażby u Znaczków, ale i innych blogach, co dodatkowo podkusiło, by takowe oporządzić. Sięgając więc do tej przepastnej acz zawodnej pamięci prezentuję po trzy propozycje, które skradły serce zabawowe memu dzieciu w ubiegłym roku. Nie będę wspominać o sprzętach czy akcesoriach z prostego powodu - nie jesteśmy gadżeciarzami i ilość przedmiotów nas otaczających ograniczamy do minimum - czy to z racji małego metrażu czy wrodzononabytego skąpstwa. Ciekawi naszych wyborów? To jedziemy.

Coś do czytania
Lulencja bardzo lubi książki, więc wybór był trudny. Patrząc wstecz na częstotliwość korzystania oraz stopień matki nimi znużenia ;) wyróżniam jednak następujące:
1. Ulica Czereśniowa - brakuje nam kilku części, ale pan golas, babcia Hania wespół z Włamywaczem poszukiwani i śledzeni byli notorycznie ;).
2. Kolory - książka z  okienkami, niby prosta jak na zdolności Lulki, która kolory od dawna rozpoznaje, ale szukanie zaginionych czapek, dopasowywanie rybek do muszek pingwinów oraz liczenie ciemnozielonych samolotów dalej nie nudzą.
3. Bardzo głodna gąsienica - klasyka Erica Carle znana chyba każdemu rodzicowi czyli jak się nawpierniczać niekoniecznie zdrowych rzeczy, zagryźć zielskiem i wyrosnąć na pięknego motyla.

Coś do oglądania
Niestety odczuwam to jako własną porażkę wychowawczą, że jednak dzieć bajki ogląda, głównie jako przyczynek do inhalacji. Doszło do tego, że pannica sama domaga się tychże zabiegów wiedząc, jakie dobra idą z nimi w parze:
1. Dora poznaje świat - absolutny hit, dzieć może oglądać te same odcinki na okrągło. "I'm the map, I'm the map!"
2. In the nights garden - opisana wcześniej, zrozumiała wyłącznie dla osobników poniżej 3 r. ż.
3. Pszczółka Maja AD 2013- Nie byłam na początku jej wielką fanką mając w pamięci i sentymencie wersję klasyczną, ale cóż - świat idzie do przodu. Obecnie Lulka przedkłada nad nią pewnego Kajtusia - nie miałam jeszcze okazji poznać, ojczulek był swatem ;), ale biorąc pod uwagę wcześniejszą częstotliwość oglądania nie mogłam jej pominąć.

Coś do robienia
Tutaj pole do popisu nadzwyczaj szerokie. Bo i tańce wygibańce i "granie" na instrumentach (ach! to przeklęte pianinko) i robienie bałaganu, ale jak wybierać to wybierać:

1. Szeroko pojęta plastyka. Coraz częściej spędzamy długie minuty (jeśli nie godziny) na kolorowaniu, mazianiu, pacianiu, struganiu itp. A najlepiej maluje się jak na załączonym obrazku.

2. Lepienie - każdy kocha plastociasto, matka również nie pogardzi, bo jedynie z nim wyjdzie dobry tort, a stwór potwór będzie miał równo obciętą grzywkę. Lepienie odbywało się również metodą bardziej tradycyjną czyli przy użyciu mąki i wody. Panna na koncie ma już i pierogi i kopytka i coś czuję, że nie powiedziała ostatniego słowa ;)

3. Bieganie - moje dziecko nie potrafi chodzić, ono musi śmigać jak na złamanie karku. Z ostatniej chwili - dziecko urządza sobie maraton od łazienki do pokoju - piętnaście razy wte i wewte. Sąsiadkę z dołu serdecznie przepraszam.

Coś do bawienia:
Zabawki zajmują sporą część naszej przestrzeni mieszkalnej, ale gdyby pozostawić tylko przedmioty wymienione poniżej śmiem twierdzić, że wiele na szczęściu by Lulka nie utraciła:

1. Lego Duplo. Oczywista oczywistość. Farmer ujeżdżający krowę, pociągi z kominami do nieba, pan listonosz z nieodłącznym psem - gdyby nie one to życie dwulatki byłoby biglu pozbawione ;)

2. Puzzle/układanki - nieważne jakiej marki i co przedstawiające - jeśli można układać, dopasowywać to nic więcej Lulce do szczęścia nie trzeba. Dużo nie mamy, ale serca obu z nas skradły szczególnie takie: 1, 2, 3, 4.

3. Przytulanki ze szczególnym naciskiem na Gromita i Dorotkę - oboje na zdjęciu. Gdy doda się: dwie żaby, trzy misie, pajaca, owieczkę (a żadnego nie kupiliśmy my ;) to śmiało można bawić się w żłobek tudzież lekarza o wąskiej specjalizacji leczenia śmierdzącego pępuszka (true story!)


Grand Prix Lulkowej Miłości Anno Domini 2014 biegnie natomiast do .......... (pam-pa-ra-ram!)
Naklejek. Jakichkolwiek. Byle jak najwięcej. Obstawiam, że nawet te z bananów spełniłyby swą rolę w dawaniu radości dzieciu.

I.... to już tyle dzieciowego podsumowania ku pamięci. W kolejce czekają już matkowe miłości.
A co u Waszych dzieciaczków okazało się zabawowym hitem? Ciekawa jestem bardzo :)

9 komentarzy:

  1. o tak....naklejki....nawet i ja na sobie je czasem znajduje;p

    OdpowiedzUsuń
  2. u mojej Ksani jest etap wszystkiego układania.

    OdpowiedzUsuń
  3. Och - Wasze hity to i nasze. "Ulica Czereśniowa" - ulubiona nie tylko Gabriela, ale i mamy. Bieganie, klocki Duplo i PUZZLE :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli mamy uniwersalny przepis: "Jak zająć dwulatka" ;)

      Usuń
  4. Ja mam wrażenie, że nasz Filip nie ma nic ulubionego, co go by zajęło na dłużej. Wszystko na raz i nic za razem. Ale faktycznie, naklejki plasują się gdzieś na samym początku;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja naprawdę nie rozumiem tego fenomenu, ale poddaję się mu bez szemrania ;)

      Usuń