Piękne popołudnie. Słońce w pełni. Delikatny mrozik. Perfekcyjna pogoda, by rozpocząć dziecięcą przygodę ze świeżym powietrzem. Wszystko przygotowane: ubranka, kombinezon, fotelik, w którym umościmy dzieciaczka. Obywatelka nakarmiona, przewinięta, zasypia na ramieniu. Idealnie.
Otwieramy drzwi balkonowe, by rozpocząć procedurę schładzania pomieszczenia (zmniejszenie różnicy temperatur, you know what i mean!). Powoli i delikatnie, by nie zbudzić pannicy, inicjujemy proces ubierania kolejnych warstw. Na koniec oczywiście przyduży kombinezon, czerwony w czarne gwiazdki. Bierzemy dziecko na ręce, uspokajamy lekkie kwilenie, wkładamy do fotelika. Dwa zabujania, pięknie jest.... na pięć sekund. Wrzask jakby ze skóry obdzierali. Czym prędzej podnosimy. W ramionach spokój, wiadomo, mateczka najlepsza na świecie. Gorzej, że mateczce trochę zimno, bo tylko w koszulinie, spodniach i swetrze - w końcu to dzieć miał się chłodzić, nie matka. Odkładamy pakuneczek, by po kurtkę pobiec, ale ledwo odłożony ów zaczyna kwilić. W międzyczasie odgłosy prawidłowego trawienia potwierdzone organoleptycznie przez matczyny nos. "Nie, nie teraz dziecko. Ty się masz teraz do mrozu adaptować". Szybka w głowie kalkulacja - przez dziesięć minut się odwłok nie odparzy. Kombinujemy dalej jak odłożyć dziecko, by narzucić kurtkę na grzbiet, ale przegrywamy, czego oznaką jest medal z wrzaskuna. Matka sprytna testuje czyli jak założyć kurtkę mając dzieciaczka w ramionach. Po trzech próbach i pięciu kolejnych minutach marznięcia: nie da się, matka nie potrafi bez ofiar i w ludziach i sprzętach. Zerka matka z nadzieją: sześć minut jeszcze (z planowych piętnastu). Wytrzymam. Hartować podobno się trzeba.
Zimową porą nie patrzcie więc dziwnie na wyletnione kobiety w balkonowych progach uprawiające gimnastykę dziwną z krasnalem na rękach międlące pod nosem: "Nie jest mi zimno, wcale nie jest mi zimno, holy fuck jak mi zimno!". Z nimi wszystko w porządku, naprawdę. A jeśli możecie, kobieciny drogie to ródźcie na wiosnę, werandowe atrakcje będziecie mieć z głowy.
:) Skąd ja to znam. U nas też werandowanie jakieś takie niespecjalnie udane. A tu wypadałoby już z dzieckiem na spacery chodzić. Tylko jak, kiedy:
OdpowiedzUsuń- dziecko siedziało dłuzej w szpitalu na antybiotyku,
- potem miało katar;
- potem było za zimno;
- potem matce się pogorszyło;
- potem znowu było zimno...
No qrde.... Jak tak dalej pójdzie to na wiosnę wyjdziemy z tego domu...
Prognozy są optymistyczne, tylko trochę wiać ma. Weranduj, tylko mądrzej niż ja ;) A potem hajda na spacery. Ja już nie mogę się doczekać ;)
UsuńPięknie opisane - moja mała ma już 14 miesięcy i od werandowania minął rok z haczykiem, ale wyglądało to podobnie. Na szczęście zeszło roczny listopad był bardzo ciepły i po trzech dniach walki z oknem wyszłyśmy na spacer, czego i Wam kochane życzę.
OdpowiedzUsuńTeż sobie daję trzy dni. To pogoda też wam się udała - teraz też nie jest najgorzej ;)
UsuńDaj sobie szanse,daj sobie szanse :)
OdpowiedzUsuńI chodź w kurtce po domu:p
Ale tak cały dzień? ;) Kurtka już wisi na krześle i czeka na przebudzenie pannicy ;)
UsuńMoj ma 6 tygodni i wyszlam z nim juz pewnie z 10 razy, o fuck o fuck ale dalam czadu ;)))wylaze na spacery tlumaczac sobie, ze przeciez w czasie wojny bylo gorzej i nikt sie nie przejmowal kombinezonami, kocykami, spiworkami a ludzie "przedwojenni" żyją dluzej od tych powojennych. No cos w tym musi byc;) a poza tym niech się chartuja maluchy. 40 minut nikogo nie zabije. A i na balkon moze wózkiem wyjedz, moze bedzie jej wygodniej?
OdpowiedzUsuńJa też planuję mieć już taki dorobek, nasza ma niecąłe trzy tygodnie, więc jeszcze się trochę cykamy ;) A z balkonem to problem, bo jest to naprawdę mikrobalkon, więc pozostaje tylko otworzyć drzwi i dziecia w foteliku wystawić na paręnaście minut. Ale w sobotę chyba zrobimy debiut jeśli nie będzie za bardzo duć ;)
UsuńNieźle - a nie lepiej założyć najpierw kurtkę a potem otworzyć balkon?:D Tak sobie tylko myślę:)
OdpowiedzUsuńU nas werandowania nie było, po prostu wyszliśmy z Zo na pierwszy krótki spacer, a potem czas spaceru wydłużaliśmy . Inna sprawa, że był to marzec;)
Oczywiście każdy noromalny człek by tak zrobił, ale pamiętajmy, ze mówimy o Matce Debiutujacej ;) Dzisiaj będę bogatsza o tą wiedzę ;)
UsuńNo właśnie u nas tak samo z Lulką kwietniową -od razu do wóza i na wertepy ;)
Tak zdecydowanie wiosenno-letnie dzieci mają lepiej i my z nimi również...;)
OdpowiedzUsuń