Komputer mi dogorywał. Poprosiłam więc męża i ojca, by zaniósł do odpowiednich służb ratunkowych. W zamian ten sam mąż i ojciec wygrzebał starutkiego notebooka z czasów studenckodoktoranckich. Miałam ci ja robić tysiące innych pilnych spraw, ale wystarczyło, że odpaliłam odtwarzacz muzyki, by fru, fruu, wrócić do czasów, gdy oprócz szeroko pojętej alternatywy słuchałam również czegoś takiego. Ba! nie tylko słuchalam, ale i oglądałam namiętnie.
Shah Rukh Khan my love!
Shah Rukh Khan my love!
A na koniec perełka. TO obejrzyjcie koniecznie. Kto się nie uśmiechnie ten trąba!:
PS. Ten wpis bardzo pokrętnie inspirowany Introversją i utworami, które robią poranek ;)
PS2. Tak wiem, matka się pogrąża. Najpierw fora teraz Love Bolly!
Teledyski fajne ale muzyka nie w moim guście.
OdpowiedzUsuńNaslonecznej.blogspot.com
Ja nie Bolly ale jak toś lubi to łaj not :)
OdpowiedzUsuńA moja pierwsza muzyczna miłość to Ricky Martin hahaha :P
OdpowiedzUsuńEj, bo ja to samo! I tańczyłam też przez moment :D Kurde, kto pożyczył moje DVD z Om Shanti Om?!
OdpowiedzUsuńJa tańczyć zawsze chciałam ale jakoś nie wyszło. I na mnie nie patrz, ja miałam spiracone ;)
OdpowiedzUsuńEj, do Livin la vida loca do teraz się lubię pobujać.
OdpowiedzUsuńKiedyś chodziłam sobie nawet na kurs wywijania tyłkiem w rytm indyjskiej muzy. bawiłam się dobrze, choć brak mi koordynacji ruchowej :) Bollywood wuielbiam, ale muszę mieć szczególny nastrój. kiedyś, sto lat temu, wypluwałam sobie płuca ze śmiechu na festiwalu filmowym w Cieszynie (sekcja Bollywood), w domu już mnie tak nie śmieszyły...
OdpowiedzUsuńJa złapałam bakcyla na tym samym festiwalu w edycji wrocławskiej w 2006 roku. Ach te tańce na widowni, te śmiechy, te wzrusze, no i wsiąkłam na kilka dobrych lat.
OdpowiedzUsuń