15.2.15



Karmienie piersią. Paradoksalnie najpewniejsza jesteś w tych dniach, gdy boleśnie acz wyraźnie czujesz, że mleko jest. Potem, gdy przychodzi stabilizacja jest trudniej. Przede wszystkim tobie. Mimo kolejnych tygodni, dziecko domaga się karmienia co godzinę-dwie, a w głowie kiełkuje informacja zwrotna: budzi się, bo nie dojada. Patrzysz na zegarek, liczysz cenne minuty, podczas których dziecko aktywnie ssie. Zasypia, a ty zastanawiasz się, czy z powodu pełnego brzucha czy raczej zmęczenia czynnością. Okazjonalnie dajesz butelkę z odciągniętym mlekiem własnym i dasz sobie rękę uciąć, że z twojej piersi tych 100 ml na pewno nie wypija. Nie chcesz wpaść w koło odciągania, bo w głowie kalkulator jaką część doby spędzisz przy laktatorze, a masz jeszcze znaleźć czas dla drugiej córki i męża. Zastanawiasz się, czy przy przejściu na mleko modyfikowane nie spałaby dłużej, głębiej, spokojniej. Ważysz, liczysz, dzielisz. Może potem, gdy wskoczycie razem w stabilny, dobrze znany rytm jest łatwiej, prościej, bardziej intuicyjnie. Ale jeszcze tam nie jesteście.

Przy pierwszej córce nie dane mi było długo karmić. Co dużo kryć: robiłyśmy to źle, a skończyło się gwałtownie: niewielkimi problemami zdrowotnymi, koniecznością dokarmiania na cito oraz moją sporą traumą ale i determinacją, żeby teraz było inaczej. Od tamtego czasu jestem bogatsza o wiedzę. Świadoma popełnionych błędów. Próbuję różne pozycje, by znaleźć dogodną. Wybudzam w nocy, gdy za długo śpi, choć mówią: po co? Wyśpij się kobieto. Nie daję sobie wmówić podania butelki na każdy jej płacz, choć nie jestem radykałem. Przygotowuję zapas mojego mleka na gorsze chwile. Na każdą podaną butlę sesja z laktatorem, by podtrzymać to, co jest. Niepewność, by nie skończyło się jak kiedyś. Telefon do doradcy prawie wykonany.

Mówi się o terrorze laktacyjnym, ja wolę pojęcie pozytywnej propagandy. Popieram w pełni, o ile prowadzi się ją z szacunkiem i zrozumieniem drugiej kobiety. Znam niewątpliwe korzyści karmienia piersią. Tym bardziej obawiam się porażki. Mam dziecko wykarmione mlekiem modyfikowanym, które ma się dobrze, ale pozostało poczucie nie do końca spełnionej misji. I cały czas pałęta się myśl: dlaczego? 

Nie mówię o braku profesjonalnego wsparcia laktacyjnego i kiepskiej edukacji pracowników służby zdrowia, na to niewielki mam wpływ, choć na szczęście coraz więcej się zmienia. Mówię od strony własnej, kobiety, matki. Dlaczego najnaturalniejsza rzecz pod słońcem okazuje się tak trudna i tak często nie wychodzi? Dlaczego instynkt mnie tutaj zawodzi? Dlaczego nie potrafię złym myślom odpuścić, mimo że karmienie zaczyna się w głowie. Dlaczego sama sobie przeszkadzam?

Obraz: Margarita Sikorskaya "Twins"

23 komentarze:

  1. Kochana wyluzuj. Odstaw na bok ten laktator, zaparz sobie szklankę melisy. Nie budź w nocy. Jak bedzie głodna sama sie obudzi. Przystawiaj na każde żądanie. Tylko maluch pobudzi odpowiednią ilośc jaka potrzebuje. Laktatorem nigdy nie odciągniesz tyle ile rzeczywiscie wyprodukujesz, wiec dzis 100 ml ktore cieszy jutro moze spaść do. 50 i sie zalamaiesz, a tak naprawdę wcale nic złego sie dziać nie bedzie. Zaufaj sobie,niestety bogatsza w doświadczenie, zaufaj dziecku ono to rozkręci wedle własnych potrzeb. Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, chciałabym by było jak mówisz. Przystawiam. Odciągam tylko raz dziennie by mieć zapas i rozkręcić jeszcze bardziej. Zresztą parę razy musiałam na chwilę wyjść więc dla tatuśka musiało być;) Na moje oko mała nie za dobrze się przysysa, więc nie obędzie się bez pomocy doradcy zapewne. Tylko z tym budzeniem to już nie ufam, że jak głodna to się wybudzi. Zaufałam tak przy Lulce i kiepsko na tym wyszła. Była zbyt zmęczona by się budzić i zbyt szybko zasypiała przy piersi, w dzień nie nadrabiała iw konsekwencji waga nie rosła.
      Dzięki :)

      Usuń
    2. Tak, tak przede wszystkim wyluzuj, przestań liczyć minuty i godziny, staraj się przystawiać jak najczęściej, ale jak nie chce nie zmuszaj. Przydatną umiejętnościa okazuje się karmienie w trakcie chodzenia, szczególnie w okresie, kiedy dziec jest ogólnie na nie. Probowalas karmić na spiocha zamiast wzbudzać? Nam lekarz poradził częste nocne karmienia (bo przesypiala noc) i teraz jest ociupinke lepiej z przyrostami. Przede wszystkim uwierz w swoje piersi, że dadzą radę wykarmic Anule! Gdyby nie moje samozaparcie juz dawno Tosia byłaby na mm. Nawet TT w pewnym momencie zaczął się uginac i zastanawiać nad podaniem butelki, ale kolejna wizyta u pediatry (w końcu rozsądnego człowieka) go przekonała, że nie jest to konieczne. Jeszcze raz - wrzuć na luz, w innym wypadku nadmierny stres czy pokarm jest czy pokarm będzie może spowodować, ze będzie coraz gorzej z laktacja. Karmimy się prawie pół roku już i czasem jak chce ściągnąć nie jestem w stanie wycisnąć nawet kropli, za to jak Tośka złapie to zaraz tryska z obu ;)

      Usuń
    3. Tak, to nocne wybudzanie to własnie raczej na śpiocha bo aż taką masochistką nie jestem ;) I z tego samego powodu co piszesz zależy mi na nocnych karmieniach. Karmienie w trakcie chodzenia? Nie próbowałam, ale przy moich mlecznych gabarytach byłoby to trochę trudne ;)
      Wiem - luz, luz, powtarzam sobie jak mantrę, że karmienie zaczyna się w głowie. Dzięki :)

      Usuń
    4. Ogólnie był moment, że byłam ja, a przeciwko mnie cały świat,.ze dziecko glodze (nie wyglądała na zaglodzona, po prostu mikroskopijne przyrosty) i przetrwałam to. Teraz wszyscy klepka o jak dobrze, że karmisz, wtedy było podaj mm... W dużym stopniu karmienie jest w głowie. Powodzenia! :)
      P.s. Od dwóch godzin lezymy i się karmimy - mój czas na internet internety ;p

      Usuń
  2. * niestety= jesteś
    Ahh ta autokorekta ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. ja po prostu się bałam. po prostu bałam się reakcji co powiedzą te wszystkie mamuśki, które są fanatyczkami karmienia piersią. Przecież każdy może, a ja sobie wymyślam. I ten strach mnie nakręcał, ten strach mnie paraliżował. Ten strach siedział mi na ramieniu. A później spojrzałam na swoje dziecko i pomyślałam sobie, że chce dla niej wszystkiego co najlepsze. Wszystkiego co mogę dać. I wtedy przestało mnie wszystko obchodzić. Byłam ja i ona. I choć zawsze gdzieś chodziło mi po głowie zło, że nie dam rady myślałam sobie "A jeśli nie dam, to co? Próbowałam, chciałam, starałam się.". Tak po prostu. I byłyśmy znów tylko ja i ona. I to wszystko. Bez myślenia, kto co i kiedy powie...pomyśli...czy coś. Wystarczy nie dać się zwariować. Mieć przekonanie,. że robi się to co najlepsze dla swojego dziecka. Wystarczy zamknąć się na wszystko to co z zewnątrz i działać tak, jak najlepiej dla was dwóch.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli nie tylko ja tak mam? Te strachy nie są tylko moje? Dziękuję Ci bardzo za to co piszesz! Udało się Wam?

      Usuń
    2. Strachy sa. One żyją niestety. W mojej glowie bylo ich pelno. Sama dlam sie w nie zapędzić, zupełnie niepotrzebnie. Te wojny kp kontra mm dla matki, ktora chce jak najlepiej sa zabójcze. Niw musisz byc idealna, masz byc idealna dla swojego dziecka. Reszcie nic do tego. Najlepiej nie czytać, nie szukac, nie rozmyślać bo to nakreca spirale. Trzeba ja zatrzymac zanim będzie za późno. Czy nam sie udalo? Karmiłam Mala półtora roku. Gdybym nie odpuscila i nie wrzucila na luz pewnie skonczyloby sie po miesiącu.

      Usuń
    3. Ja czuję jednak, że dzięki czytaniu, szukaniu jestem bogatsza o wiedzę i bardziej zapieram się w chęci karmienia, po to by nie rzucić właśnie po miesiącu, bo nie jest łatwo poświęcić się spokojnemu karmieniu gdy szaleje prawie-trzylatek i trzeba trzy razy przerywać posiłek Aniowy. Piękny miałyście staż. Bardzo :)
      A wojny to jakiś absurd. Zamiast się wspierać, radami dzielić, na duchu podtrzymywać...

      Usuń
    4. Różne mamy potrzeby ale jeden cel:) Ja sie dalam ponieść intuicji :)
      A tych wojen to ja nie rozumiem. Po co? Na co? Co to daje poza kłótnia totalna? Nie rozumiem i chyba nigdy nie zrozumiem :)

      Usuń
    5. I cholernie ci tej intuicji zazdroszczę. Że potrafisz tak się ponieść. Ja za wielki rozkminiacz jestem, choć walczę ze sobą.
      A wszelkie wirtualne wojenki to mnie zwyczajnie nudzą i podziwiam, że ludziom chce się w nie angażować. Chyba mamy podobne podejście ;)

      Usuń
  4. Ja przy Filipie tak miałam. Odciągałam, kombinowałam, żeby uzbierać na potem, na wyjścia, na wszelki wypadek, teraz sama nie wiem na co. I dobrze się to nie skończyło. W sumie karmiłam 14 miesięcy, ale jak już nie raz pisałam, jedną piersią. Zastój, zapalenie, ropień. Dużo bólu, stresu, strach, że jest głodny, a on co godzinę chciał jeść i jeść.
    Teraz zaczęłam od konsultantki i przestałam kombinować. Karmię i już, laktator leży w kącie, nie robię zapasów, nie odciągam, nie pobudzam. Zośka czasami śpi nawet 6 godzin, nie budzę, wtedy czuję, że mam mleko, że piersi są pełne, ale czasem biust jest sflaczały, jakby nic w nim nie było i włącza mi się paranoja, że może jednak się nie najada, ale na szczęście szybko mi przechodzi. Na wszelki wypadek, odpukać, żeby się nie zdarzył, mam buteleczkę mm schowaną głęboko.
    Dlatego, tak jak piszą moje przedmówczynie, na luz i będzie dobrze;) Tobie i sobie tego życzę;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wspierajmy się razem :) Luz, luz, mantra, luz. Dzisiaj trochę mi się polepszyło, jak pannę w przychodni zważyliśmy. Jest dobrze ;)

      Usuń
    2. My wybieramy się jutro, także się okaże;) Ale to mały pulpet więc powinno być dobrze;)

      Usuń
  5. Nasze doświadczenia z pierwszej są chyba identyczne... też poległam. Teraz się zaparłam i póki co dajemy radę, bez odciągania, bez mm... chociaż w głowie mam tysiąc pytań czy na pewno jej wystarcza - postanowiłam zaufać i przetrwać to nieustanne przystawianie.
    Tak jak piszą, zaufaj ! ;)
    Damy rady Matka !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Damy? ;) A jak ci się udaje tak długo przesiadywać z Polą przy Lei? Bo u mnie to jest spory problem i zbyt często przerywamy karmienie w trakcie, co chyba też nie sprzyja spokojnej atmosferze ;)

      Usuń
  6. Również popieram pozytywną propagandę o ile nie ma ona znamion braku szacunku:)
    Ja przy Zosi miałam podobnie jak Ty przy Lulencji. Zofia dodatkowo jako wcześniak nie chciała w ogóle ssać, więc przez pierwsze 4 tygodnie wisiałam na laktatorze wspomagając się mm i... teraz trochę żałuję, bo dopiero po fakcie zdobyłam wiedzę i wiedząc to co wiem teraz rozegrałabym to zupełnie inaczej.
    Na początku bardzo się miotałam, z jednej strony chciałam spróbować kp, z drugiej miałam całą masę obaw. Dziecko bez odruchu ssania potęgowało moją frustrację, a położne (nota bene były bardzo miłe i uczynne, chciały mi nieba przychylić i pomóc Zosince) przychodzące co chwilę żeby spróbować przystawić Zo (zewsząd spod pachy, z ręki, z poduszki i inne takie) wyprowadzały mnie z równowagi. W pewnym momencie chciałam żeby wszyscy tak interesujący się moimi piersiami dali mi święty spokój i poszli w cholerę. Nie słusznie, bo mogłam zawalczyć.

    Inna kwestia jest taka, że dla osoby nie do końca świadomej początkowo wizja karmienia mm jest kusząca - dziecko się najada, dokładnie kontrolujesz ilości jakie pochłania (co np. dla mnie było mega ważne, bo Zosia miała problemy z przyrostem wagi na początku), do tego w teorii przesypiasz noce, a w bonusie nie jesteś niezbędna do nakarmienia dziecięcia w czasie dłuższej nieobecności. Wszystko to to tylko pozorne zalety, bo potem, kiedy się przejdzie te pierwsze trudy karmienia piersią jest już tylko lepiej. Ale ta dalsza część to dla mnie niestety tylko teoria, a szkoda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja rozumiem, że w pewnym aspektach karmienie mm jest łatwiejsze, wygodniejsze, mimo np. nocnego przyrządzania mieszanki a nie zwykłego wyciągania piersi.
      ja też mam czasem takie myśli, że rzucę to w cholerę bo za wiele nerwów i sił mnie kosztuje, ale z drugiej strony wiem, że bym sobie wyrzucała.
      Ty miałaś trudniejszą sytuację rzeczywiście. I tak, wiedza to jest podstawa.

      Usuń
    2. Tylko, że no właśnie te wszystkie ułatwienia to tylko pozory:) Szkoda, że wpadłam na to po czasie, dlatego Tobie bardzo kibicuję i popieram motywację:)

      Usuń
  7. Mi bardzo pomogło odpuszczenie. Powiedzenie sobie, że jakby co, to podam mm i też będzie dobrze. Paradoks, co? Pozwoliłam sobie na to w kryzysie i kiedy to już wybrzmiało, przestałam czuć tę wielką presję, wszystko samo się poukładało i tak już 19 miesiąc. Najlepiej wyluzowac i dać się poprowadzić dziecku, ono i natura wiedzą, co robią. Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  8. Piękny staż. I tak, trochę się zmieniło odkąd powstał ten post. Już spokojniej, choć dalej walczyć muszę o nie dla herbatek, dopajania itd.

    OdpowiedzUsuń