Drugie dziecko podobno wychowuje się inaczej. Bardziej zdroworozsądkowo. Z większą pewnością siebie. Mimo, że relatywnie ma się na to mniej czasu, bo pierwsze też wymaga uwagi. Jak będzie u nas? Nie wiem, ale podskórnie czuję, że chcę inaczej. Chcę postawić na własne zasady z domieszką intuicji. Chcę korzystać z wcześniejszych doświadczeń, ale przede wszystkich własnych. Chcę to zrobić po swojemu. A paradoksalnie najbardziej przydaje się świadomość błędów popełnionych przy Lulce.
Postawiłam na bliskość, naturalność, spokój.
Po urodzeniu Anki wprowadziłam miesięczny okres ochronny. Bez wyjazdów, bez wizyt. Nie miała na to wpływu mało sprzyjająca pogoda, ale wspomnienia zmęczenia i przymuszenia do wizytacji z małym dzieckiem. Każdy chciał Lulkę zobaczyć, "to przyjedźcie". Pamiętam brak komfortu, gdy obolała jeszcze i mocno niepewna słuchałam tysięcy rad, a tak naprawdę potrzebowałam ciszy i spokoju. Pamiętam wyzwanie podróży samolotem z czteromiesięcznym dzieckiem, co było jednak odrobinę szalone. Teraz mija trzeci miesiąc Anulki i nigdzie dalej niż do lekarza się z nią nie wybraliśmy. Czekam na dogodny moment, a jeśli komuś zależy, by zobaczyć Anulkę na żywo, to serdecznie zapraszamy w nasze progi ;)
Wyrzuciłam w kąt wszelkie groźby: "nie noś tyle, bo będziesz nosić do trzeciego roku życia", "nie usypiaj przy piersi", "tak często je, to chyba głodna, daj butelkę". W tych sprawach ufam przede wszystkim sobie. I widzę, jak potrzebna jest prawidłowa wiedza na temat laktacji, potrzeby bliskości dziecka. I tylko żałuję, że nie miałam jej przy Lulce, choć bliskość staram się teraz nadrobić. Już nie straszne mi przystawianie co pół godziny. Jeśli mała usypia przy piersi - tyle jej i mojego, by bez jej płaczu i mojego zniecierpliwienia spokojnie ułożyć ją do snu. Chce być na rękach? Widocznie mnie potrzebuje, święte prawo niemowlaka. Marudzi i skwierczy w łóżeczku? Mówię do niej, biorę, nie zostawiam samej. I widzę, że dzięki temu coraz dłużej poleży spokojnie, wystarczy, że jestem.
Patrząc na to, co napisałam rzuca mi się w oczy jak bardzo daleka byłam od naturalności przy początkach z Lulką. Jak wpojone miałam "bo rozpieścisz dziecko", co jest przecież absurdem kompletnym. Bo jak można rozpieścić trzymiesięczne dziecko?
Nie jest moim celem zostać superhipermatką bliskości. Smoczek i tata o piątej nad ranem ogromną pomocą. Zależy mi raczej, by być w zgodzie z nią i z sobą i trzymać się dobrze przemyślanych zasad. Może znów, jak kiedyś, usłyszę, że jestem przemądrzałą egoistką, ale robię to i dla Anki i dla siebie.
tak trzeba.
OdpowiedzUsuńwidzisz, na wszystko przychodzi czas ;)
My wciąż bez smoczka, ale w ostatnim czasie nawet już nie myślę, żeby po niego sięgnąć. Kryzys minął,a Pola jak nie chciała tak dalej nie chce zassać go. ;) Poza tym podobnie jak u Ciebie - w nosie mam wszelkie rady, gadanie i mądre głowy. Głowa matki najmądrzejsza - mam nadzieję. ;))
OdpowiedzUsuńMatka dorasta, mądrzeje, w końcu ;)
OdpowiedzUsuńA jak się usypiacie? Bo u nas ja to najlepszy smoczek, i choć nie zawsze panna chce załapać to próbuję, zwłaszcza gdy Lulka w domu. Głowa matki najmądrzejsza, zwłaszcza jeśli wie kiedy o pomoc się zwrócić, ale sama,bez przymusu.
OdpowiedzUsuńona zawsze była mądra:)
OdpowiedzUsuńZabieram się do opisania moich spostrzeżeń dotyczących wychowywania drugiego dziecka, bo i owszem, wychowuje się je zupełnie inaczej. Przynajmniej u nas tak jest ;)
OdpowiedzUsuńMuszę się przyznać, że na ogół to na wisielca, albo po prostu na ręku zasypia.. Niestety jeszcze nie opanowałam odkładania jej do łóżeczka i usypiania w nim...
OdpowiedzUsuńJa mam problem z karmieniem :) Aga zbliża się do drugich urodzin, więc od pół roku słyszę ciągle pytania, kiedy zakończę KP... I z jednej strony wiem, ze KP jest okay, z drugiej szlag mnie trafia od tych wiecznie zatroskanych min...
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo chętnie poczytam jak ty sobie radzisz :)
OdpowiedzUsuńWspieram cię maksymalnie. Karm ile będziesz chciała. Tylko fakt, zapewne ciężko otoczeniu przetłumaczyć, bo pewnie "twoje mleko to już woda"?
OdpowiedzUsuńPowiem ci, że u nas też z tym problem. Zazwyczaj usypia przy piersi a potem podmieniam na smoka. Żeby sama zasnęła w łóżeczku? Nie ma mowy.
OdpowiedzUsuńTo też, ale przede wszystkim: "Ona już jest za duuuża", "Ile ty ją jeszcze będziesz karmić? Do podstawówki?", "Normalne jedzenie byś jej dała", "I co? NADAL przy cycu?"
OdpowiedzUsuńopisałas moja wizje macierzyństwa :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam to - moja Lola ma 10 miesięcy, ale jak ktoś pyta czy je z piersi to od razu ze szczególną troską, czy na pewno dostaje również "prawdziwe jedzenie".
OdpowiedzUsuńThe same here!
OdpowiedzUsuńTak serio - też strasznie bałam się tego 'rozpieszczenia dziecka'. Teraz mam w nosie. Chociaż jeszcze wciąż muszę ćwiczyć asertywność :P
Udaje ci się ją uzyskać? Mam nadzieję, że tak :)
OdpowiedzUsuńAsertywności uczę się cały czas i daleko mi do ideału. A "rozpieszczać" tak dzieci, to ja chcę i mogę codziennie.
OdpowiedzUsuńBo najważniejsze powinny być potrzeby dziecka i matki... Inni daleko, daleko w tyle... Tego i ja się nauczyłam na swoich własnych błędach... Dzięki temu ja jestem spokojniejsza, Zośka pogodniejsza, a i Fifi i M. na tym korzystają... Ostatnio mamy cięższy okres, ale ogółem różnica między tym co było, a tym co jest teraz jest ogromna.
OdpowiedzUsuńwiesz, w zasadzie tak :) przy koljenym dziecku bedę bardziej asertywna. co do komentarzy o noszeniu, strasznym usypianiu przy piersi czy butelce to dawałam sobie świetnie radę. kłopot miałam za to z przyjmowaniem pomocy lub nakierowywaniem pomocy na odpowiednie tory - jakoś wszyscy uważają, że pomoc przy dziecku to zabawa dzieckiem (ominęłam "z" świadomie), żeby mama "mogła SOBIE posprzątać"...
OdpowiedzUsuńO, to też. Ostatnio nawet przerabiałam, ale jakoś nie mam serca poprosić o umycie łazienki na ten przykład. Może dlatego, że dla mnie sprzątanie czasem jest terapią ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się. I chyba każda "kolejna" matka do tego z każdym dzieckiem dorasta. I trzymam kciuki, by trudniejsze momenty poszły precz. Chociaż przecież życie to taka sinusoida, raz lepiej raz gorzej.
OdpowiedzUsuńwiem, o czym piszesz, choć za często łapałam się na ogarnianiu mieszkania w czasie, gdy goście fikali mi z dzieckiem. o nie. szczegolnie w połogu powinna być zasada przychodzenia z jedzeniem i robienia czegoś dla domu, by rodzice mogli budować relację z dzieckiem bez martwienia się o odgruzowywanie otoczenia ;)
OdpowiedzUsuń