25.3.15

mamy niejadków

Z rzadka dzieliłam się wątpliwościami odnośnie Lulkowego jedzenia, które: co tu dużo kryć - dalekie od ideału. Nie jest niejadkiem, natomiast dobór produktów woła o pomstę. Od dobrego ponad roku panna stosuje wysoką selektywność spożywczą, a nakłonienie jej do spróbowania czegoś nowego graniczy z cudem. Gdy zasiadłam do analizy, co Lulencja spożywa to szału nie ma, a tym bardziej warzyw. Ok, ogórek w mizerii wejdzie zawsze i gotowane warzywa w zupie. Ale tylko niektóre i tylko w zupie.

Matka jak to matka główkuje więc, co z tym fantem zrobić, bo ileż na mizerii można jechać. Gdzie nie popatrzę to rady: nie zmuszać, ładnie dekorować, angażować w przygotowanie posiłków, proponować, proponować, proponować. Od zawsze nie zmuszam, od dawien dawna je samodzielnie. Tylko co z tego. Co zrobię fantazyjne kanapeczki to panna uskutecznia 100% destabilizację konstrukcji odkładając co jej nie pasuje, czyli wszystko. Będzie rwać sałatę, wsypie przyprawy, poleje olejem, wymiesza wszystko razem, ale dumna ze swojej pracy owoców tejże pracy (czyt. sałatek i surówek) do buźki nie weźmie. Argument jeden: "nie smakuje". "A próbowałaś kiedyś?". "Nie, bo mi nie smakuje". I tak w koło Macieju.

Wizualizując rosnące niedobory witamin i antyoksydantów w organizmie Lulencjowym rzuciłam się na znaną i polecaną książkę Carlosa Gonzalesa. Dzięki Ankowemu dniu przykluszczenia połknęłam całość w kilka godzin. Nie znalazłam odpowiedzi na swoje wątpliwości, gdyż autor skupia się przede wszystkim na "niejedzeniu" czyli ilości pochłanianego pokarmu., ale książkę polecam. Dlaczego?

Po pierwsze jest to pierwszorzędny oręż w walce z wszechobecnym wciskaniem "za mamusię, za tatusia..."; zabawą w samolocik; karaniem/nagradzaniem przy pomocy jedzenia; własnymi i obcymi wątpliwościami czy nie za mało/dużo dziecięcie zjadło.

Po drugie uświadamia, że stanowczo zbyt często nasze (zazwyczaj błędne) przekonanie, że dziecko mało je wynika z faktu, że dajemy dziecku za duże porcje. A zmuszając dzieciaki do zjedzenia co mają na talerzu zwyczajnie choć często niezamierzenie, sprawiamy im krzywdę, nierzadko fizyczną.

Po trzecie na licznych przykładach pokazuje, jakie błędy popełniamy my: rodzice ale w równym (jeśli nie większym, w końcu powinni być autorytetami) stopniu i lekarze. Szczególnie przekonująco wygląda pokazanie, jak zmieniały się pediatryczne zalecenia rozszerzania diety. Co ciekawe, prawie nigdy w historii wprowadzane korekty schematu żywienia nie były odpowiednio argumentowane, a ty matko/ojcze ufaj, bo tako rzecze lekarz.

Po czwarte pokazuje i cudnie wyjaśnia bezsens dyktatu przyrostów wagi i siatek centylowych w ocenie rozwoju dziecka, które powinny być traktowane orientacyjnie a nie jak dogmat.

Komu polecam? Rodzicom, dziadkom, opiekunkom, przedszkolankom, żłobkowiankom, by nabrać zaufania do dziecka i uodpornić się na sugestie życzliwych, ale również działania marketingowe dystrybutorów "niejadkowych" parafarmaceutyków, koszących równo kasę bazując na naszej niewiedzy/obawach. Dziecko samo się nie zagłodzi.

PS. Jak widać na zdjęciu matka czytała aktywnie, zaznaczone fragmenty do wiadomości chłopa. Całej i tak by nie przeczytał.

17 komentarzy:

  1. ja w ogóle nie mam z tym problemu jeśli o małą chodzi. daje jej wybór co chce zjeść ale też widzi, że mama je warzywka, że pije wodę. i ona sięga po to samo. i sięga sama,bo bardzo dobitnie informuje mnie o tym, że jest głodna. oj bardzo dobitnie;)
    także problem mi nieznany ale nigdy nie wiadomo czy znanym nie będzie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pozazdrościć, myślę, że twoja księżniczka ogarnięta już w tym temacie i niespodzianek nie będzie robić. Tak przynajmniej do fazy gimnazjum ;) Ja to w głowę zachodzę, bo u nas wszystko na stole, widzi jak pożeramy codziennie warzywa, suróweczki, sałateczki, serki nie serki, a ta nic. Ciągle nie. Trochę obarczam żłobek i żywię nadzieję, że może w przedszkolu jako ta duża pannica się ogarnie. Ewentualnie wyślę do twojej na korepetycje ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wyślij, my ją odpowiednio przeszkolimy :)
    Przedszkole robi tu trochę. Bo jak wszystkie dzieci to babcia też ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. U was też problem z jedzeniem?Ja myślałam, że Ignaś dobry w te klocki. Wysłałabym ci, ale muszę jeszcze chopa doinstruować ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja od początku zabroniłam się wtrącać w nasze jedzenie wszystkim wokół. Jak nie chciała jeść nie jadła ;) teraz jest smakoszem makaronu :P głównie, ale resztę też wciąga :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja bardzo walczę o to, by wszystkie babcie i ciocie nie wciskały mojemu dziecku jedzenia na siłę. Argument "bo mało zjadła" jest totalnie z czapy - każdy z nas (no prawie) ma dni, kiedy nie ma chęci jeść. Dziecko jest na tyle mądre, że gdy zgłodnieje - da znać ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja już nawet tego tematu nie poruszam. Mój Filip nie mieści się w żadnych normach, robi z nami co chce, nie ma nic pewnego w jego posiłkowaniu... Podobno w żłobku jada coraz lepiej, rzeczy, na które w domu nawet nie spojrzy... A w domu? Już trzeci dzień idzie spać bez kolacji... Dziś już nam cierpliwość się skończyła i wylądował w łóżku nawet bez kąpieli... A najgorsze w tym wszystkim jest to, że Fifi jeszcze nie mówi, przynajmniej w języku przez nas zrozumiałym, i dogadanie się czego on chce jest ciężkie, zazwyczaj polega na podtykaniu pod nos wszystkiego po kolei, no i niestety przy którymś "nie" można oszaleć...

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja liczę na to. Choć pd wczoraj panna zadziwia - sama poprosiła że chcę spróbować miodu, a dzisiaj zażyczyła sobie kakao - dwa razy! Jak wcześniej nawet spróbować nie chciała. Będę chyba częściej pisać, że fatalnie u niej z jedzeniem ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. U nas makaron też, zwłaszcza spaghetti ;) Ja niestety mam złe doświadczenia, gdy dziadkowie nie respektowali moich próśb o nie zmuszanie i zbytnie zachęcanie do jedzenia (wiesz, przekupstwa, samolociki itd.),a le to już osobny tema.

    OdpowiedzUsuń
  10. Wiesz, co polecam ci tę książkę. I jeśli mogę doradzić - nie proponuj zbyt dużego wachlarza. Zaproponuj dwie rzeczy np. kanapki albo owsianka. I albo zje coś z tych dwóch rzeczy albo nic. Po mojej widziałam, że dostaje emocjonalnego pierdolca jak próbowałam jej dogodzić proponując coraz to coś innego i kończyło się jak u was. Dwie rzeczy do wyboru i wóz albo przewóz. Tylko znów: na spokojnie, bez nerwów, nawet jak nic nie zje. Krótka piłka, a jak nie chce nic, to zabierasz talerz, koniec tematu i np. idziecie się kąpać. Wyćwiczyliśmy u nas i chyba powoli panna łapie, jakie są zasady gry. Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  11. I o tym dokładnie jest ta książka. Przyznaj się, czytałaś ;) Ona tak mi otworzyła oczy, że saa wymagałam za dużo od Lulkowego jedzenia. Teraz to już w ogóle luz. Jedna kanapka na kolację? prosze cię bardzo, no problemo.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja już próbowałam chyba wszystkiego, bo był okres jeszcze przed żłobkiem, kiedy nie jadł nic oprócz suchego chleba. Teraz jest o niebo lepiej, ale wszystko go rozprasza. Jak się w końcu zaszczepi na jedzenie jakiegoś posiłku, to ja się nawet ruszyć boję, żeby nie zapeszyć. A zazwyczaj, jak nie chce, to nawet nie spróbuje. Postawiliśmy na nagradzanie, po zjedzonej ślicznie kolacji dostaje jakiś łakoć, myślałam, że zrozumie taką przyczynowo skutkowość. Ni hu, hu... Jak czegoś nie chce, a ja mu chcę podetknąć pod nos, to wpada w histerię. Skoro to nie działa, to dziś postanowiliśmy inaczej... Nie chce kolacji, to idzie spać, nie ma kąpieli pół godzinnej, nie ma zabawy przed snem, do łóżka i tyle. Nawet nie protestował, zobaczymy co będzie jutro.
    A książkę przeczytam, choć przyznam szczerze, nie lubię poradników na temat wychowywania dzieci;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Raz został odesłany do spania bez kąpieli i zabawy. Właśnie wczoraj. Tak, to zawsze chcieliśmy, żeby kojarzył, że jak ładnie zje kolację, to coś dostanie dobrego... Nie pomagało.
    A z drugiej strony, on wymusza od nas na przykład serek, a jak dostanie, to olewa i znów idzie do kuchni, a jak nie dostanie kolejnej rzeczy, to ryk... I tak wieczory przeradzają się w modły o to, żeby w końcu poszły spać...;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Gonzales właśnie pisze, żeby za ładne jedzenie nie obiecywać czegoś dobrego, bo to automatycznie wskazuje, ze to co ma zjeść nie jest dobre ;) A i z tym serkiem - my stosujemy zasadę: chciałaś serek to proszę. A jak kombinuje to znów: sama chciałaś serek. Nic innego teraz nie dostaniesz. Oczywiście foch i wkurz, ale mam nadzieję, ze się uczy konsekwnecji swoich próśb.

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja to wszystko wiem. Konsekwencja, konsekwencja, konsekwencja, ale czasem bywa ciężko. Dodatkowym utrudnieniem jest to, że Fi wszystko nazywa prawie tak samo i komunikacja z nim jest bardziej na migi. Jak nie chce jeść, to mam wrażenie, że go źle zrozumiałam i najchętniej podtykałabym pod nosek dalej.

    OdpowiedzUsuń
  16. Igi był dobry w te klocki, teraz bywa różnie. raz zjada 5 kawałków chleba na śniadanie, innym razem dwie łyżeczki owsianki ;) a o ksiazce juz wiele slyszalam... wiele dobrego :)

    OdpowiedzUsuń