2.4.15

dobre książki

Kwiecień rozpoczęty, więc najwyższa pora podsumować czytelnicze osiągnięcia marca. Dumna matka z siebie, bo norma podniesiona, sześć pozycji zaliczonych, a wszystko dzięki skokowi rozwojowemu panny Anny i matki z nią uziemieniu. Co było? Trochę kryminału i szpiegostwa, trochę ponuractwa ale i osobliwego humoru, trochę rodzicielstwa. No to jedziemy od góry!

Val McDermid "The Mermaids Singing" (Syreni śpiew) - kryminał z psychologicznym kluczem demaskowania seryjnego zabójcy. Co tu dużo pisać - jeśli kogoś kręcą takie klimaty (mnie i owszem;) serdecznie polecam.

John Le Carré "Z przejmującego zimna" - z tym autorem nie było mi po drodze, dopóki nie obejrzałam "Szpiega" (Tinker, Tailor, Soldier, Spy reż. Tomas Afredson). Film oceniłam na duży, duży plus, a że został nakręcony na podstawie powieści właśnie le Carré to zapałała we mnie ochota rzucenia się w klimaty szpiegowskie. Zaczęłam od jego pierwszej głośnej książki i absolutnie się nie zawiodłam. Ponury klimat, intelektualne rozgrywki i niepewność, kto finalnie kogo ogra. Mam ochotę na więcej.

Louis de Berniéres "The War of Don Emmanuel's Nether Parts" (Wojna o czułe miejsca don Emmanuela) - ha! pełnokrwista powieść całą gębą. Fikcyjne państwo rejonu Ameryki Łacińskiej. Historia mieszkańców miasteczka utkniętego w walce między różnymi odłamami guerilli oraz rządową armią. Odrobina realizmu magicznego (miłośnicy kotów znajdą tam coś dla siebie), dobrze napisane postacie, ale również pełnokrwisty opis rzeczywistości panującej pod totalitarną władzą - terror, bezkarne mordy, "wspólna własność" i antyproduktywność. To wszystko przełamane humorem często mocnoczarnym. Polecam!

Cormac McCarthy "Krwawy południk"- dawno nie miałam do czynienia z tak posępną, brudną literaturą. Ni skrawka szczerości, jasności, o dobroci nie ma co wspominać. Historia osadzona w czasach rodem z filmowego westernu, gdzie cech przez westerny gloryfikowanych (sprawiedliwość, wygrana praworządności, miłość) ni cholery nie znajdziecie - antywestern? Za to brutalne walki, zdzieranie skalpów (czym parają się bohaterowie), zanik sumienia i "zabić, okraść, byle coś wyciągnąć" jak najbardziej. Plącze mi się po głowie, że jest to męska książka, jeśli jako męską literaturę określić powieść o typach najgorszego autoramentu.

A na koniec w tematyce dziecięcej:

Carlos Gonzales "Moje dziecko nie chce jeść" - co miałam do powiedzenia na jej temat znajdziecie we wcześniejszym poście, o tu!

Thomas B. Brazelton, Joshua D. Sparrow "Grzeczne dziecko" - będzie o niej więcej w najbliższym czasie, wiec ograniczę się tylko do jednego: przeczytałam, przemyślałam, coś na pewno przechwycę.

A teraz? Teraz matka rozpoczyna, jak to trafnie zauważyła Introversja, Trzy noce z Zygmuntem ;)

12 komentarzy:

  1. Wy wszystkie to jakieś robokopy jesteście :)
    Jak dałaś radę przeczytać to w JEDEN miesiąc? Ja mam jedną książkę ledwo zaczętą od miesiąca, a może nawet dwóch :(

    OdpowiedzUsuń
  2. I ja za zazdroszczę Ci liczby przeczytanych książek. W obecnym czasie to u mnie wręcz niemożliwe :-( Bardzo nad tym ubolewam, ale widocznie tak musi być. Liczę na to, że przyszłość mi to wynagrodzi :-) Serdecznie pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. No Kochana, 6 książek w miesiąc? Szacun! Ja miałam tak zajęty marzec, że ledwo jedna poszła. Jeżdżenie autem zabija jednak czytanie książek... A "Grzeczne dziecko" już czeka na mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. matkadebiutantka7 kwietnia 2015 11:21

    zazdroszczę czasu na książki, ja w marcu przeczytałam tylko 2 i ... 69 stron 3-ciej :( niewiem jak ja to robie.. niby wolne mam a tu... ;/

    OdpowiedzUsuń
  5. Nieodłączną pomocą były nieustanne posiadówy z kryzysową Anką ;) Jedyny plus z tego skoku ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Na pewno. Ja też w tamtym roku byłam wybitnie nieczytata, a teraz postanowiłam nadrobić.

    OdpowiedzUsuń
  7. Sama jestem w szoku ;). Jak jesteś kierowcą to tak, rzeczywiście trudno ;) A to czytaj i dziel się wrażeniami, bo jestem ich ciekawa!

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja trochę ograniczyłam internety, to naprawdę poprawia statystyki czytelnicze.

    OdpowiedzUsuń
  9. (znów) jestem pod wrażeniem ilości:) mnie Zygmunt musiał na razie na ekranie wystarczyć, nie w trzy noce, a w 2 godziny:) i było nieźle, zwłaszcza animacja (której w książce nie uświadczysz). odkąd wciągnęły mnie internety, czytam żałośnie mało, choć poniżej ogólnie obowiązującej normy jeszcze nie spadłam. nawet e-czytnik nie pomaga...nie ma kiedy i jak przemielić. dzięki za wpis o książce Gonzalesa - dotrę choć do niego (bo do kniżki pewnie nie).

    OdpowiedzUsuń
  10. Dlatego ja wyłączam coraz częściej internet. A gonzalesa sobie zamów, dobrze wchodzi ;)
    Film już jest? o kurczaczek, trzeba komuś dzieciaki oddać ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. film już raczej zszedł z ekranów (tak, tak).

    OdpowiedzUsuń
  12. Ha, nie ma to jak być na bieżąco ;)

    OdpowiedzUsuń