Sobota dwunasta w południe. Spacerujesz z wózkiem bo nazbyt dobrze znanym osiedlu. Widok kobiety w szlafroku na balkonie z kubkiem kawy zapewne, leniwie palącej papierosa, a wolną ręką przeglądającą jakieś czytadło uzmysławia ci jedno. Masz dość.
Stajesz się wtedy tą matką naburmuszoną z wózkiem, którą czasem wcześniej mijałaś po drodze, ledwo odwzajemniającą twoje "dzień dobry" i uśmiech. Wychodzisz z domu, by wychodzić zmęczenie, znaleźć natchnienie, pomyśleć. I co z tego, gdy błyskotliwe pomysły ulatniają się wraz z wkroczeniem do klatki schodowej.
Masz dość wyrzutów sumienia i wcale nie dlatego, że popełniasz ponadnormatywną ilość błędów. Chciałabyś nie przykładać do nich takiej wagi, szybciej się pogodzić. Co z tego, gdy macierzyńskie wyrzuty sumienia wżynają się w głowę najbardziej.
Zbyt często powtarzające się drobiazgi napinają nerwy do granic. Ot przykład: od trzech miesięcy znosisz ten sam bezzasadny i bezsensowny wrzask przy ubieraniu i pakowaniu do wózka. O tyle bezproduktywny, że po pięciu minutach dzieć i tak będzie spać. A ty stoisz nad tym wózkiem i próbujesz wyważyć otwarte drzwi, bo choć logiczne wydaje się zaakceptować to podejmujesz równie bezsensowną walkę.
W końcu włączasz autopilota, ustalasz priorytety, a po całodziennych walkach z karmieniem, tuleniem, wrzaskami, fochami, "tu-chcę-teraz"ami zamykasz się. Izolujesz. Najłatwiej wyłączyć komputer.
Zastanawiasz się, gdzie byś teraz była, gdyby nie dzieci i po co ci to wszystko. A napisanie na końcu, że uśmiech dziecka wynagradza największe frustracje byłoby dzisiaj zwyczajnym oszustwem.
Tu, gdzie piszę, najtrudniej jest przyznać się do zmęczenia macierzyńskiego materiału.
PS. Co za paradoks, że mija drugi rok bloga, Dziękuję wam, że jesteście. I za każde zostawione słowo. Doceniam, choć za rzadko piszę, że doceniam.
Choć mam na stanie tylko jedno dziecko (i sporo irytujacych zwierzat), lacze sie w bolu...
OdpowiedzUsuńKochana, wszystko w normie. Naprawdę w normie. Ściana, jak wiesz, będzie jeszcze nie jedna. Będzie ich tysiące. Ale my mamuśki, a może przede wszystkim kobiety potrafimy te ścianę jak nie przeskoczyć to obejść. Wiesz, że czas mija....wszystko wróci do normy :)
OdpowiedzUsuńdrobiazgi wytrącające z równowagi, kropla przeważająca czarę - oj znam, znam. ostatnio ryczałam bezsilnie nad wykopaną po raz trzeci tego samego dnia z doniczki ziemią, rozsypaną dosłownie w s z ę d z i e. uznałam, że to wentyl najbezpieczniejszy i nikogo nie krzywdzi. w stanie równowagi byłoby mi do śmiechu, a wtedy....wiem z doświadczenia, że czasem totalne odpuszczenie sobie pomaga. bo czy nie jest tak, że mamy zbyt wysokie oczekiwania względem siebie (a tzw. społeczeństwo wobec nas?). p.s. mam tylko jedno dziecię, nie wiem, co by było z taką trójką na stanie.
OdpowiedzUsuńna kolejny rok życzę tylko takich ścian, które da się przebić, przeskoczyć, obejść.
I dlatego ja nie podejmę świadomej decyzji o 2 dziecku. Przerosłoby mnie to.
OdpowiedzUsuńZnam doskonale uczucie tej ściany, złości, bezsilności. I wiem, że to normalne i ty też to wiesz. Polecam odpoczynek i delegację obowiązków na tatusia a tobie wieczór jako kobieta, a nie matka ;)
A ja czuję, że przydałby mi się jakiś sierściuch do mruczenia za uchem. Masz jakiegoś na zbyciu? ;)
OdpowiedzUsuńWiesz co, to ja poproszę o inną normę ;) Ale dziękuję, dziękuję za te słowa :*
OdpowiedzUsuńDżizas, teraz też bym na tą perfidną doniczką wyła. Oczekiwania - tak, dają mi w kość. Zwłaszcza względem samej siebie jak przychodzą problemy, a teraz mamy to na tapecie. Dziękuję :*
OdpowiedzUsuńTatuś i tak pomaga. Bez niego to bym pierdolca dostała dokumentnego. A wieczory? To właśnie to zamykanie. Tu nie bywanie. Czytanie. I małomyślenie. Jeszcze nie pomaga.
OdpowiedzUsuńChyba mamy podobnie... Ja ostatnio odkryłam, że po trzecim miesiącu, to nie dziecko ma kryzys, to matka ma kryzys... Dziecko jęczy, jak jęczało wcześniej, ale my już nie mamy siły tego słuchać. A najgorsze jest to, że nie można się wyłączyć, wyjść, zrobić sobie wolne...
OdpowiedzUsuńU nas nałożył się kryzys mój z kryzysem Ankowym - kolejny tydzień walczymy o karmienie i idzie coraz ciężej, co też nie poprawia nastroju i spojrzenia optymistycznego.
OdpowiedzUsuńchcesz kota z Islandii? ;) polecam sierściuchy mruczące - urocze i bezobsługowe. psy to inna bajka. chociaż uwielbiamy nasze bydlątko, to cały czas gdzieś z tyłu głowy czai się myśl o błędzie na ponad dekadę...
OdpowiedzUsuńChcę, chcę -tylko najpierw chłopa antykotowego musiałabym chyba najpierw wyeksmitować. A czym wam bydlątko podpadło?
OdpowiedzUsuńChyba każda matka tak ma... tylko nie chcą mówić :) Zawsze są momenty takiego kryzysu, a potem i tak przechodzi :)
OdpowiedzUsuńJa czekam na moment przejścia ;)
OdpowiedzUsuńMyślisz? Masz nadzieję? Wiesz? ;)
OdpowiedzUsuń