Się matka ostatnio przyznała do smętnych dni kryzysowych. Smętne dni kryzysowe oprócz smętności ogólnej charakteryzują się zwiększonym popytem matczynym na smętnodźwięki. Smętnodźwięki natomiast to wszystkie te utwory, w rytm których matka ma ochotę jeszcze bardziej się dorżnąć. Pozytywnym aspektem poświęcenia paru godzin na taplanie się w odmętach smętów jest następnodniowa znaczna poprawa nastroju. Smętnodźwięki mogą więc być przepisywanie przez lekarza jako tymczasowy środek zaradczy na nastrojowe doliny. Matka będąc osobą o gołębim sercu, chętną do pomocy w przypadkach wszelakich, sporządziła dla wszystkich potrzebujących krótką listę smętnodźwięków o potwierdzonej skuteczności dorzynania.
2. Blur "Battery In Your Leg" - tego zespołu myślę nikomu nie trzeba przedstawiać. Z całej różnorodności, czasem chaotycznej, materiału płyty wyróżnia się ta perełka.
3. Sunset Rubdown "The Empty Threats of Little Lord" - matka musi się przyznać, że jest ogromną miłośniczką Kanadyjczyka o nazwisku Spencer Krug, współczesny Wonder Boy. Bierę wszystko, czego się dotknie, Wolf Parade, Swan Lake i właśnie Sunset Rubdown.
4. Band of Horses "Funeral". Co tu dużo pisać, tytuł mówi za siebie. Cały dorobek zresztą pozwala na długie nieodzyskiwanie szalonej radości.
A jeżeli ktoś nie chce rozdrabniać się na pojedyncze kawałki to polećmy pełnymi płytami.
5. Interpol "Turn on the bright lights", "Antics" - te dwie płyty gwarantują doliny, mroki i szarości. Ktoś może powiedzieć, że to marne popłuczyny po Joy Division (notabene też radością nie tryskające), cóż z tego, gdy idealnie wpasowują się w smętnomomenty.
6. Starsailor "Love is here" - nie jest to płyta wybitna, nie jest to muzyka oryginalna, wokalista posiada manierę niektórych irytujących. Ale matka nie zliczy w ilu kryzysowych momentach lat młodzieńczych tym się dorzynała.
Bierzcie i smęćcie się wszyscy!
Co prawda muzyka Twa mi obca, jednak dni smętne jak najbardziej znajome. I w istocie potrzebne. Ale tylko czasem.
OdpowiedzUsuńO żesz... Ale składankę zapodałaś :)
OdpowiedzUsuńPolecam się na przyszłość ;)
OdpowiedzUsuńNie za często, Zdecydowanie nie za często.
OdpowiedzUsuńsłucham i nijak mi się smęci. widać, każdej duszy co innego dotyka. mnie akurat Bach i Erbarme mich:) trzymaj się, matko!
OdpowiedzUsuńA żebyś wiedział że czekają w roboczych ;)
OdpowiedzUsuńJa myślę, że sporo też zależy od własnych wcześniejszych przeżyć związanych z daną muzyką.
OdpowiedzUsuń