26.5.15

niezbędne dla matki

...czyli gwarancja utrzymania mienia i się w jako takim porządku.

Nie będę pisać o kawie, chustach, korzystaniu z każdej wolnej chwili by zrobić coś dla siebie, choćby się zdrzemnąć. Nie będę pisać o gadżetach, ułatwiających karmienie, odpieluchowanie, wychowanie. Dzisiaj proszę państwa, zaprezentuję pięć zwyczajnych, acz zapewne mniej typowych rzeczy materialnych, dzięki którym mnie, matce, łatwiej jest ogarnąć codzienną rzeczywistość z minimalnym uszczerbkiem na zdrowiu, samopoczuciu i szkodzie.

Gumy do żucia. Ogarnięcie dwójki dzieci do wyjścia jest dużym wydarzeniem logistycznym. Ba, czasem wystarczy konieczność wyjścia z jednym, ale mocno marudzącym. Nie ta bluzka, nie te buty, drugie walnęło w pieluchę, na szybko trzeba zmienić. Ubrać siebie, nie zapomnieć o portfelu, kluczach, chusteczkach higienicznych, ewentualnej butli, pieluchach, gdy dłuższe wyjście. Przydałoby się również maźnąć twarz podkładem a rzęsy tuszem by nie straszyć. Nagle nie można znaleźć ukochanej torebeczki dla starszej lub koca dla młodszej. A tu czas goni, dzieciarnia się niecierpliwi. W końcu wychodzimy! W windzie matka się orientuje, że w całym tym natłoku nie zdążyła od rana umyć zębów, a przed etapem dzieciowym, był to warunek sin qua non opuszczenia domu. Za późno na powrót (która szalona by się wracała, gdy już przekroczyła próg windy?), więc ratunkiem tylko guma żujka. Samopoczucie +100. Guma żujka w każdej torebce. Dla każdej matki.

Jogurty i serki. Gwarancja przeżycia podwójnej matki. Zapomnieć można o spokojnym spożyciu posiłku przy dwóch gagatkach przed 21. Na szczęście wynaleziono jogurty i serki. Wrzucasz doń musli i posiłek gotowy. W trzy sekundy zrobiony, podjadany przez kolejne półtorej godziny - powolne uwalnianie węglowodanów, wiecie o czym mówię ;). Dodatkowo idealny, gdy brak pomysłu na szybkie drugie śniadanie dla starszakowej. Wystarczy z owocowego wysupłać wszystkie kawałki owoców (taka fanaberia L.) lub do naturalnego wrzucić owoce i zmiksować. Wilk syty i owca cała plus jedna porcja owoców zaliczona. 

Mrożonki. Prawdziwe zbawienie. Kotlety, pierogi od babci, bigos ze świąt, sos do spaghetti, z rozpędu mrożę nawet zupy. Nigdy nie wiesz, kiedy skończy się łaskawość Anki. Za to codziennie mam obiad, chociażby jednodaniowy. Moim skrytym pragnieniem jest zamrażarka skrzyniowa - tylko gdzie ją zmieścić na 47 metrach kwadratowych? Wszystkim matkom-to-be polecam wcześniejsze zrobienie mrożonych zapasów. Po przytachaniu ze szpitala noworodka która ma głowę do gotowania, no która?

Timer w kuchence. Nie myślcie bynajmniej, że to jakaś fanaberia. To dla Matki Debiutującej akcesorium niezbędne. Gdyby nie możliwość nastawienia czasu gotowania dom matczyny dawno poszedłby już z dymem, a zjadliwego obiadu (nawet z mrożonki!) nie sposób by się doczekać. A tak istnieje wysoka szansa, że makaron się ugotuje, nie rozciapcia, a zupa zdąży przygotować bez ryzyka odparowania dokumentnego. A jak już coś wykipi to kuchenka się wyłącza. Cud nie technika!!

Zestaw słuchawkowy. Na koniec mały wielki gadżet, dzięki któremu matka zachowuje jako taki spokój wewnętrzny, albo przynajmniej w kryzysach może się wygadać przez telefon matce/siostrze/ciotce bez ryzyka kręczu szyi. Przydatność jego odkryłam całkiem niedawno, gdy przez telefon tłumaczyłam mamie instalację antywirusa (mission impossible!), przewijałam Ankę i starałam się uniknąć wypadnięcia Lulki przez okno. Dwie wolne ręce to jest to! Więc teraz mogę bezkarnie urządzać sobie pogaduchy/skargi/ploty zajmując się Anką, gotując obiad (z mrożonki!), podjadając jogurt, spacerując, zakupując, myjąc, sprzątając i odkurzając (choć przy tej ostatniej czynności szykujcie się na pewne zakłócenia).

Teraz piłeczka do Was. Jakie macie zwyczajne-niezwyczajne pomagacze matkowe? Czekam, z chęcią podłapię, bo do poziomu ogarnięcia satysfakcjonującego wiele jeszcze brakuje.


5 komentarzy:

  1. Karolajn P-c26 maja 2015 13:32

    dywan:)
    Zamiatam pod dywan i udaje, ze nie ma ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Karolajn P-c26 maja 2015 20:02

    Boi się i siedzi cicho :p

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja się tam jakoś bez timera w kuchence obywam ;) za to panikuje jak mi się kończą chusteczki nawilżane. Pupe podetrzec, buzię przemyć, ręce, plamę na dywanie i nawet kurze da sie szybko zgarnąć ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie mam timera, to pewnie dlatego nieraz godzinę ziemniaki gotuję:-p. W ogóle to dopisałabym punkt 6 - posiadanie prywatywnej kucharki i punkt 7- sprzątaczka. Zastanawiałam się jeszcze nad nianią, ale to byłaby zbyt wielka fanaberia:-p

    OdpowiedzUsuń