Starszyzna wyjechała. Na włościach zostałam sama z panną Anną. Dwie kobiety, mimo znaczącej różnicy wieku, mogą sobie fantastycznie zagospodarować czas. Mimo braku mobilności. Mimo konieczności trzymania się jako takiego planu dnia. Na odrobinę szaleństwa też jest miejsce. Zaczynając od poranku.
Czym najlepiej rozpocząć dzień? Wschodem słońca. A potem śniadaniem do łóżka. Nic to, że sama musiałam je przygotować, to naprawdę żadna ujma. Czy jest tu ktoś kto nie lubi od czasu do czasu pokruszyć sobie do wyra? My preferowałyśmy prasówki z Bułecką i kawą. Równie dobrze sprawdzają się biszkopty.
Piżamowanie do wczesnego przedpołudnia. Potem licytacje, by jak najwcześniej wybyć na spacer. Krótki szopping: brokuła dzisiaj kupimy na obiad czy pomarańcze? Gdy starszyzny nie ma można szaleć z posiłkami, którymi wszyscy gardzą oprócz nas. Makaron z serem i pomarańczami? Makaron z kurczakiem i brokułami? Nie trzeba się martwić, która część rodziny będzie flufcić na składniki. Można nawet obiad odpuścić i zasięgnąć porady zamrażarki. Lub posiłkować się (sic!) kinderkami, jogurtem i zimną kawą. Nadrobi się wieczorem. Bez wyrzutów sumienia.
Popołudniem pogaduchy w szerszym gronie (dzięki ci o Skypie!), zakończone wieczornymi gorzki żalami przy butelce (z mlekiem). Wyprzytulane, wyżalone, wypłakane. Czasem trzeba wyrzucić co boli i doskwiera, by w końcu z efektownym bekiem zasnąć snem sprawiedliwej. A, żeby już całkowicie nie pogrążyć się w smutach to starsza z nas w celu rekonwalescencji zapuszcza sobie dwa odcineczki przeuroczej Mirandy, by z uśmiechem zakończyć dzień. A i Tom Ellis w tym nie przeszkadza ;)
Dni pod znakiem radia i muzyki. Jeśli ty słuchałeś w sobotę Ezry to ja byłam tą nawiedzoną matką z wózkiem robiącą kółka wokół twego bloku. Bo tak! W niedzielę z rana odrobina Manna. Czy już mówiłam, że chłop ma na niego alergię? Na czas jego nieobecności w końcu mogłam w pannie na spokojnie zaszczepiać dobrą nutę. Żadne tam Kaczuszki, Stokrotka. Soczysty rock przyprawiony bluesem.
Było coś dla duszy? Teraz coś dla ciała. Oprócz wielokrotnych spacerów, odrobinę treningu siłowego. Dwa razy dziennie to chyba dobra częstotliwość. I tańce, ciągłe tańce, w końcu trzeba zostać w formie. Do tego codzienne wieczorne spa i wcieranie, klepanie, masaże.
Nie ma to jak babski weekend :)
OdpowiedzUsuńCzuje sie jak bym z wami szalała :)
Szalała, szalała. Ale jak dobrze mi się dzisiaj w końcu wysypiało ;)
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuńWysypiaj sie za mnie ;)
Ja mam wrażenie, że jak jestem sama z panną Zofią, to jakoś się lepiej dogadujemy, nawet, jak od czasu do czasu sobie pokrzyczymy, to nikt spode łba na nas nie spogląda, na podłodze można się spokojnie potarzać bez niebezpieczeństwa zadeptania i porządek... jakoś tak potrafimy zachować porządek ;)
OdpowiedzUsuńO tak, porządek zachowany, bo nie ma kto burdlu robić (patrz: starszakowa). Ale jednak brakuje mi tej dodatkowej ręki, by czasem przejąć rozwrzeszczanego marudy ;)
OdpowiedzUsuń