6.8.15

Usypianie dziecka

Sama nie wiem. Wstyd, nie wstyd? No dobra, może wstyd, może rodzicielska nieporadność, może słaba wola, ale moja własna osobista trzylatka nie zaśnie jeszcze samodzielnie. Szczęśliwie nie wymaga już bujania, po pleckach klepania, ale bez obecności rodzica jednego bądź drugiego do wyra i snu zapędzić się nie da. Jak już w wyrze z książeczkami przeczytanymi, to jeszcze powarować należy, bo toto jeszcze w trakcie sprawdza: "Mama, jesteś?" Nie powiem, momentami już działa to matce na nerwy, że dzień w dzień te kilkadziesiąt minut wieczorem zajęte. Ale! Biorąc przykład z Mamaronii, że szklanka zawsze do połowy pełna powzięłam postanowienie popatrzenia łaskawszym okiem na ten czas spędzony w ciemności. I z tego patrzenia wyszedł mi czas idealny na wszelkiego rodzaju ćwiczenia.

1. Ćwiczenie ciała.
W sumie przejdzie każde, które nie wymaga zbyt zamaszystych ruchów i przemożnego sapania, coby nie rozbudzić odpływającego dziecia. Ja stawiam na ćwiczenia rozciągające. Zwykłe ułożenie ciała w pozycji horyzontalnej po raz pierwszy od kilkunastu godzin działa natomiast niezwykle relaksująco. Czasem niestety można się zdziwić, gdy z łóżka dziecięcia z impetem wylatuje niechciana zabawka wprost na twój rozluźniony zewłok. 

2. Ćwiczenie pamięci.
Względna cisza w trakcie (a zwłaszcza pod koniec) skłania ku tworzeniu list wszelakich i ich zapamiętywaniu: rzeczy do zrobienia, produkty do zakupienia, posty do napisania, marzenia do spełnienia. Dla bardziej wymagających w wersji rozszerzonej obejmującej ćwiczenie pisania bezwzrokowego w ciemności wraz z późniejszą deszyfracją.

3. Ćwiczenie kreatywności.
Powiem krótko: spróbujcie opowiedzieć bajkę o niczym ;) Matka próbę podjęła, dziecko nie protestowało, znaczy źle nie było.

4. Ćwiczenie cierpliwości.
Głównie do dziecia uparcie opóźniającego moment zaśnięcia poprzez dziesięciokrotne dopytywanie czy jutro jedziemy do babci, trzykrotne walnięcie nogami o łóżko, dwukrotną próbę ucieczki z łóżka, by w końcu poprosić o kubek wody. Cierpliwość przydaje się również do męża, któremu czasem pada na mózg (z pewnością z upałów) i wpada na paciorek w najgorszym momencie, czyli gdy panna balansuje na granicy snu i jawy.

Coś mi umknęło? W końcu tekst ten, zgodnie z punktem drugim, wymyśliłam wczoraj wieczorem ;)

0 komentarze:

Prześlij komentarz