Są takie momenty, gdy czuję się jak zdechła kura, po prostu. Wiszę smętnie nad kolejną kawą, która nie pomaga. Próbuję podjąć jakąś aktywność fizyczną, ale sofa jakby pokryta superklejem. Na dziecięce wybryki - podarte dokumenty, wylane mleko na świeżo wypucowaną podłogę - reaguję wzruszeniem ramion i "a rób co chcesz!". Gdy nawet stąpanie po Lego nie podnosi w wystarczający sposób ciśnienia to już wiadomo, że jest kiepsko. Czas więc na działania bardziej radykalne czyli pomęczenie uszu. Bo jak wiadomo, z jednej strony muzyka łagodzi obyczaje, ale potrafi również dokonać niemożliwego - wyciągnąć matkę z rozflaczałego bezruchu. Wystarczy więc spacyfikować na chwilę dzieciarnię, włożyć słuchawki na uszy, głośność podkręcić mocno, mocno i rozpocząć jazdę! A jako, że nadchodzi szaroponury okres jesienny, to odpowiednia profilaktyka, oprócz witaminy C i tranu, zawsze w cenie.
Kończę więc ten konieczny niedługi wstęp zastępując go dźwiękami. Pobudkę czas start!
1. Kongos "I'm only joking"
2. Bloc Party "Helicopter"
3. Arctic Monkeys "Brianstorm"
4. The Music "Cessation"
5. Muse "Assassin"
To teraz może trochę spokojniej..... Choć może jednak nie ;)
6. Archie Bronson Outfit "Got to get (to your eyes)"
7. Devotchka "Enemy guns"
8. Gossip "Pop goes the world"
A na koniec odrobinę feminizmu.
9. Beyonce "Run the world (Girls)"
Napędzeni? To do roboty!!!
Tylko rzućcie jeszcze waszymi, niekoniecznie porannymi, muzycznymi rozrusznikami. Hałasu nigdy za wiele!
0 komentarze:
Prześlij komentarz