1.10.15


O śnie można by długo, często i rozwlekle. Matki najchętniej pisałyby ody, czary odstawiały, wosk nad głową przelewały, byle tylko zapewnić sobie i dziecku sporo dobrego snu. Gdy dziecko śpi, matka odżywa, wraca do świata, regeneruje pokłady spokoju i cierpliwości, czyli cech, których podaż zawsze jest niewystarczająca. Dodatkowo sen i snopochodne są jednym z głównych punktów okołorodzicielskiej debaty i zmartwień. I gdyby tylko dzieci zdawały sobie sprawę z ważkości tego zagadnienia i odrobinę nam sprawę ułatwiały. Ale nie, bo po co? 

Dzisiaj matka chciała się podzielić obserwacjami własnymi poczynionymi w przeciągu ostatnich trzech i pół lat (whoaa! kto by pomyślał, że mam już taki staż rodzicielski). Co można z nich wywnioskować? Że jeśli chodzi o sen, to dzieci pod tym względem są okrutnie przewrotne.

Matka ma pilną robotę do zrobienia - macierzyński, remember? Matka wyjazd w miasto planuje, zazwyczaj zgodnie z dzieciowym planem snu i aktywności. Więc co? Dziecko jak gdyby nigdy nic nagle znikąd odmawia snu dziennego. A gdy matka stwierdzi: "Dobra, nic nie planuję, bo znowu będę się wkurzać" i nastawia się na typową godzinną drzemkę, to nagle okazuje się, że...... Tak, macie rację, dziecko bez powodu tak odpłynie, że przez trzy godziny nie wstanie. A matka kręci się, sprawdza oddech, odrobi wszystkie obowiązki domowe i w końcu stwierdza: "Kiedy ja się nauczę nie dziwić?"

Dziecko ma wbudowany nietypowy czujnik przerywania snu. Udowodnione statystycznie, chociażby na mojej dwójce. Za każdym razem, gdy w  ciągu dnia matka zechce skorzystać z nieśmiertelnej rady: "śpij, gdy dziecko śpi" to w przeciągu trzech minut od złożenia głowy do poduszki pacholę się budzi. I nieważne, że zasnęło piętnaście czy dwieście piętnaście minut temu. No dobro, z tą dwieście piętnastką żartowałam. Za każdym razem, gdy matka chce włączyć komputer, by pofejsować/poblogować/pocztę sprawdzić - dziecko budzi się jak na zawołanie, choć przecież sprzęt aż tak głośno nie buczy. Królestwo (i sen!) za sposób wyłączenia czujnika.

Jeden z przykładów skrajnego nierozsądku dzieci można streścić krótkim hasłem: "Im większa padlizna, tym bardziej będzie walczyć". Przerabiamy to ze starszą, a dzienne drzemki przeradzają się w istną wojnę podjazdową. Zatacza się, słania, powieki przy obiedzie opuszcza w tempie odwrotnie proporcjonalnym do tempa żucia. Ale na hasło: "Idziemy na drzemę" odzyskuje skitrane znikąd (ok, może z tego obiadu) ostatnie opary energii i zaczyna walczyć. Ze snem, z matką, ze sobą. Użyje rzekomo logicznego argumentu: "Mamo, ale ja nie jestem zmęczona. Ja naprawdę nie jestem zmęczona", ale jak w końcu spacyfikowana to po pół minucie śpi. I śpi. I śpi. Więc jak tu wsłuchiwać się w potrzeby dziecka, no jak?

Ogólnie to matka chodzi niewyspana, jak to każda matka. Tylko nie dlatego, że dziecko w nocy nie śpi. Śpi, a jakże. Przy czym zamiast jak człowiek, cicho i spokojnie, to wierci się, kręci, stęka, od pierwszego momentu, gdy matka arcybezszelestnie wpełznie do wyra, przykryje kołdrą i udaje, że jej nie ma. Więc matka leży, zasnąć potem przez godziny nie może, bo dziecię ciągle w tym łóżku na śpiąco wariuje. Gdy w desperacji stwierdzi, że idzie do chopa (tak, uskuteczniamy z chopem rozdzielność łóżkową), to gdy już z dala słyszy przeciągłe chrapanie, to wie, że wpadłaby z deszczu w gnojówkę. Wiadomo więc, skąd rozdzielność łóżkowa.

Gdy matka stwierdzi, że dzisiaj nie śpi z młodszą w pokoju (kiedyś w końcu trzeba się wyspać!), to oczywiście uaktywnia się starsza. I woła przez pół nocy: "bo komary, bo koszmary, bo "mama jesteś, mama przytul, mama trzymaj nogę". Następną noc, choćby w piwnicy, ale matka śpi sama. Wróć, matka nie ma piwnicy. 

Jak się rzekło uprzednio, trafiły się matce egzemplarze przesypiające noce. Zazwyczaj. Gdy jednak chop matkę zostawi z nimi na jeden dzień/noc, to oczywiście wtedy młodsza włącza nocną gastrofazę i opcję dwugodzinnych harców. Chop oczywiście ma swoją teorię: "Tęskniła za tatusiem". Yeah right.....

Przykłady mogłabym mnożyć, bo w dziecięcym spaniu, jak na wojnie i miłości, nie ma żadnych zasad. W sumie czemu się dziwić. Z dzieckiem na co dzień i miłość i walka. 

Teraz wy! Potwierdźcie, zaprzeczcie, podzielcie się dziecięcego snu paradoksami. Przytulmy się sennie wzajemnie!



0 komentarze:

Prześlij komentarz