13.11.15


Matka potrafi wiele rzeczy. Matka spełnia wymogi stawiane pracownikom z różnych półek zawodowych. Opiekunka, kucharka, pielęgniarka, sprzątaczka i co tam jeszcze można wymyślić. Jak wiadomo, matce nudzi się na macierzyńskim, więc co i rusz wymyśla sobie nowe specjalizacje. Częściowo w ramach samorozwoju, częściowo w ramach oszczędności.

Na ten przykład matka pisząca te słowa od ponad trzech lat uparcie wykazuje optymizm odnośnie z pewnością posiadanych, acz gdzieś głęboko schowanych zdolności fryzjerskich. Już od małego najulubieńszą zabawą było czesanie włosów. Chciałaby lalce, ale w tamtych pięknych czasach nie dysponowała żadną odpowiednio długowłosą. Próbowała przekonać matkę swą osobistą, ale ta należy do gatunku: "włosów mych nie tykaj". Przekupywała starszą siostrę oferując wyręczanie w najgorszych pracach domowych, by ta choć przez parę minut pozwoliła czynić cuda na głowie. Ale wiecie jak to jest ze starszymi siostrami - zawsze cię dokumentnie wycyckają, a ty zostajesz z górą naczyń do wymycia. Nadzieja przyszła wraz z posiadanym przychówkiem, które z racji tego, że jest płci żeńskiej, łatwiej ulega matczynym zapędom. Lulka przez trzy równe lata była stałym obiektem zainteresowania matki-fryzjerki, która to formowała uczes na głowie najpierw przy pomocy tępych nożyczek, potem z rozszerzeniem o gumki, spineczki, pierdołeczki. Nadszedł jednak czas, gdy sama matka ręce załamała i stwierdziła, że garnek trzylatce nie do końca twarzowy. Zaprowadziła więc dziecię do pobliskiego zakładu, a mina fryzjerki potwierdziła w matce słuszność decyzji.

Przyznać należy, że odrobinę matce smutno się zrobiło. Choć wiedziała, że własne operowanie nożyczkami przy główce dziecięcia nie jest sprawą najłatwiejszą, często prowadzącą do krótkotrwałych łez, to pewna pustka pozostała. Ale od czego drugie dziecko? Szczęśliwie (chyba dla matki ;) drugorodna obdarzona została pokaźną czuprynką, więc łzy, tym razem matczyne, dosyć szybko zostały osuszone pierwszą koniecznością skrócenia grzyweczki. Potem drugą, teraz trzecią. Pewną winę w matki wyżywaniu się fryzjerskim ponosi (a jakże!) mąż, który ze sporą dezaprobatą odnosił się do typowo Maszkowej palemki, którą ostatnimi czasy matka formowała z przydługiej grzywki.

Patrząc na efekt końcowy jestem natomiast przekonana, że nastąpił ostateczny kres matczynych fantazji. Z pewnych rzeczy się wyrasta, do pewnych spraw się dojrzewa, z niektórych marzeń trzeba zrezygnować. Matka nigdy nie będzie fryzjerką, za to wierną klientką odpowiednich zakładów. Chlip, chlip.

PS. Gwoli ścisłości w rękodzielnictwie matka też się nie wyżyje, patrząc na entuzjazm dzieci do własnoręcznie wydzierganych sukienek, skarpetek, szalików i czapek. Chlip, chlip podwójne.
PS. 2 Poznajecie-li tę pannę na zdjęciu;)

0 komentarze:

Prześlij komentarz