21.12.15


Jeszcze kilka dni zostało.

Pewnie szalejecie na szmacie, pucujecie okna, pichcicie bigosy, pierogi i ciacha. Choinka już się świeci albo dopiero suszy się wypłukana w wannie. A my? My tym razem wyjazdowo. Na pewno łatwiej, bo szał przygotowań ograniczony. Głównym punktem programu jest zapakowanie całej ferajny, upakowanie w przestrzeni samochodowej, dowiezienie pakunków w całości. I tak kilka razy. Ominie nas szaleństwo porządków, do kuchni objętych w niepodzielne wkładanie przez babcie też trudno będzie wkroczyć. Za to w teorii mamy odrobinę więcej czasu: chop na obowiązkową pracę, a matka na pomyślunki.

Zacznę od tego, że święta Bożego Narodzenia nigdy nie będą już dla nas takie same. Nie jestem katoliczką. Święta to był zawsze pewien zbiór rytuałów, tradycji i przyjemności. Dwanaście potraw, dzielenie się opłatkiem, pierwsza gwiazdka, śpiewanie kolęd. Bez religijnego uniesienia, ale z wpojonym przekonaniem o wyjątkowości tego okresu. Od ubiegłego grudnia to przekonanie nie jest już nabyte. Od ubiegłego grudnia okres przedświąteczny to już zawsze będzie małe duże święto pewnej panny. 

Do kanonu rodzinnych historii do znudzenia opowiadanych przy świątecznym stole z pewnością dojdzie narzekanie świeżo upieczonej położnicy o niemożności konsumpcji bigosu. A bigos tak pachniał i pachniał... Już zawsze sama będę pamiętać ściśle zaciśnięte kciuki w szpitalu, gdy dziecko ważyli decydując o możliwości wyjścia jeszcze w Wigilię. I radość, gdy dziecka gramatura spełniła wszelkie lekarskie normy. Pierwsze nieporadne dni już z dwójką dzieci, niby świąteczne, a tak odbiegające od standardów świętowania.

Rok minął tak szybko. Znowu zimowo spotkamy się rodzinnie. Już z możliwością oddechu, już z dzieckiem znajomym, większym, mobilniejszym. Lecz wciąż tak samo mocno potrzebującym bliskości. Już z pełną świadomością, że dzieci mam dwoje, nie jedno. I tak sobie myślę, co chciałabym na te święta. Z pewnością zdrowia, szczęścia, wszelkiej pomyślności i spełnienia marzeń. Dla siebie i całej rodziny. Ale chciałabym jeszcze jednego. I tego życzyć też chcę wam.

Spędźcie ten czas według waszego uznania. Bez pośpiechu, obowiązku, wymuszonej sztuczności. By za kilka dni móc powiedzieć, że będąc razem, mniej lub bardziej licznie, udało wam się choć na chwilę prawdziwie odrzucić codzienność. A może to uczucie zostanie z wami i nami na dłużej?

0 komentarze:

Prześlij komentarz