4.12.15


Od kilku dobrych miesięcy bujam się wewnętrznie z myślami: co dalej z Matką Debiutującą. Kiedyś tam bąkałam o zmianach, nowym logo, nazwie, modyfikacji kierunku, bo czuję że stoi w miejscu. Czy zostać w tym popierdółkowym charakterze, czy porywać się na głębsze tematy. Kończyło się na myśleniu, bo przecież wiele innych blogów robi to, co ja bym chciała, lepiej. Dużo, za dużo myśli, a za mało działania. Wykwitł z tego kolejny strup na głowie, a nie o to przecież w tej bajce chodzi. Do tego brak czasu i pisanie na kolanie, czasem bardziej z przymusu niż rzeczywistej chęci. Rozwiązanie jest prostsze niż mogłoby się wydawać. Przymykam podwoje.

Pewnie to pójście na łatwiznę, po linii najmniejszego oporu, czyste lenistwo. Być może. Leniuchem zawsze byłam i zapewne w najbliższym czasie się to nie zmieni. Ale jakoś dobrze mi z tym moim leniem.

Efekt będzie w sumie jeden. Odpuszczam. Nie zamykam całkowicie, nie usuwam, nie blokuję, przynajmniej na ten moment. Ale odpuszczam. Na facebooku pewnie jeszcze zostanę, więc Lulko- i Ankospam też się będzie pojawiał, ale w ilości mniejszej. 

Nie mówię, że jest to już koniec mojej przygody. Ale zwyczajnie daję sobie czas. Nie opuszczam całkowicie blogosfery, z której mogę czerpać inspiracje, pożywkę dla myśli czy odrobinę uśmiechu. Za dużo tam was, fajnych kobit i mężczyzn: Mamaronii i jej szklanki do połowy pełnej, Znudzoną na macierzyńskim też trzeba pogonić za jeden post na dwa miesiące. No i doczekać well-wellowego następcy/następczyni. Tych cudnych dzieciaczków aż grzech nie podglądać (Zosia, Pola, Szymek, Chibi i Helka). Więc zerknę do was, i kilku jeszcze innych, a tymczasem dziękuję za to, że byliście, czytaliście, komentowaliście, doradzaliście.
Trzymajcie się ciepło!



Ps. A jeśli jutro i tak pojawi się nowe, to znaczy, że dzisiejszy wpis był tylko i wyłącznie skutkiem ubocznym końskiej dawki gripexu.

0 komentarze:

Prześlij komentarz