19.1.16


Myślę, że najwyższa pora na pełniejsze wyjaśnienia, dlaczego nastała ostatnia przerwa w nadawaniu.
Najłatwiej zrzucić to oczywiście na dzieci. Dzieci są bowiem wdzięcznym obiektem zrzucania nań całej winy, w końcu, przynajmniej na początku, absorbują większość naszego życia. Ale po prawdzie, prawdą do końca to nie jest. Oprócz dzieci i powrotu do pracy (najpierw nad powrotem dumania, potem jego uskuteczniania) powodem, dla którego odcięłam się na kilka chwil nie tylko od własnego, ale i cudzego blogowania, było zmęczenie materiału. Nazwę to tak najprościej, choć poziomów zmęczenia wyróżnić można kilka.

Zmęczenie panoszącą się wszechwiedzą.

Znużyłam się niekończącym odnajdywaniem przez innych skutecznych, wyjątkowych, a jednoczenie nadzwyczaj prostych sposobów na: okiełznanie trzylatka, pokonanie kolki, szczęśliwe karmienie, radość wewnętrzną, odkrycie pasji, zrzucenie piętnastu kilogramów… tu możecie dopisać co tylko chcecie. Zdaję sobie sprawę, że chwytliwy tytuł odwala za nas połowę roboty, ale opieranie skuteczności na jednostkowej doświadczeniu i trąbienie o tym z niezachwianą pewnością? 

Zmęczenie konfliktami nierozwiązywalnymi.

Do klasycznych takich dysput należą: kp vs mm; cc vs pn; słoiczki vs domowe; żłobek vs wychowawczy, przywileje ciążowe vs znieczulica ogólna….co tam jeszcze, a! wiadomo smoczek jako zło wcielone. Mam niejasne przeczucie, że każda matka, zwłaszcza matka małego dziecka poczuwa się do obowiązku dokonania niejakiego wyznania wiary w każdym powyższym temacie. A wierzcie mi, naprawdę nie ma takiej konieczności. I niech jeszcze będzie one, te wyznania, opatrzone odrobiną wiedzy teoretycznej, pewnym chłodnym podejściem, to byłoby naprawdę dobrze. Gorzej, gdy jest to tylko przyczynek do kolejnej bitwy w komentarzach (i poczytności). 

Zmęczenie powtarzalnością.

W podejmowanych tematach, gdy młyn ciągle miele to samo. Koniec października – Halloween – za i przeciw; grobbing, cmentarna etykieta. Grudzień – zalew pomysłów prezentowych od maluszka do staruszka; dekoracje, choinki, pierniki; dam dzieciom prezenty, nie dam prezentów; Świąteczna Paczka, Owsiak itd. Może trafiłam na taki okres ze spadkiem formy, ale cóż. Skumulowało się ;) Tak jak kumulują się wpisy sponsorowane, gdy każdy, na potrzeby zleceniodawcy, staje się specjalistą od chorób skóry, kataru niemowlęcego, prania ubranek. Kampanie marketingowe są przedsięwzięciami skomasowanymi, to wiem, ale po drugim wpisie o tym samym w ciągu dnia, na trzeci nawet nie wejdę. Tu mi się naprawdę ulało, ale szlag mnie trafiał po dziesięciu wpisach o cudownym, jedynie skutecznym kremie, który zwalcza AZS, który testowany był na skórze (celowo w nawiasie, li i jedynie) suchej. A w międzyczasie córa moja trwała w mocnym zaostrzeniu, którego końca do teraz nie widać. Koniec prywaty.

Zmęczenie musem, a inni i tak zrobią to lepiej.

Pod koniec roku miałam zachomikowanych kilka(naście) pomysłów, wersji roboczych. Gdy zabierałam się za konstruowanie wpisów z właściwą mi słomianozapałowością, okazywało się, że właśnie ktoś już ugryzł temat w podobny do mnie sposób. Zazwyczaj dosyć smacznie. A że męczy mnie powtarzalność, to machałam ręką na temat, bo po co dublować, jeśli samemu nie wniesie się nic bardziej odkrywczego. Więc dalej mnie nie było, dalej odchodziła wena.

Zmęczenie podglądactwem.

Sprawdzaniem co tam u kogo słychać, kto jak spędził święta/sylwestra, co kupił/dostał w prezentach; jak mu dzieci rosną lub nie rosną; kto śpi, co czyta, czym się wkurza. Dodajcie do tego zmęczenie tym, jak wiele czasu to podglądactwo pochłania. Całkiem możliwe, że przesadziłam z byciem on-line i śledzeniem obcych jednak osób (mimo tego, że wiem jak przebiegał ich poród). Nawet teraz, gdy to piszę, brzmi chorobliwie, ale na tym polegają social-media, czy nie?

Być może wyziera ze mnie jakaś tam frustracja, zniechęcenie, złośliwości, a nie jest to moją intencją. Nie cieknie przeze mnie zazdrość o tych poczytnych, przy moich mocno niepełnych 400. 
Przemyślałam, uporządkowałam, poczytałam, posłuchałam. I wróciłam na swój kawałek podłogi. Bez planów, zamierzeń, koncepcji, projekcji, za to z pozytywkami, deklaracją ograniczenia smętnowości, Lulką pełną energii i Anką wiecznie ząbkującą. 
Witam się więc ponownie i przepraszam z góry, jeśli nie będę u was tak często!

0 komentarze:

Prześlij komentarz