Ponad roczny staż w byciu matką podwójną upoważnia mnie (tak sądzę) do wyciągania pewnych wniosków, obserwacji zmian, jakie dokonały się we wzajemnych relacjach pomiędzy moim dziewczęcym rodzeństwem. Mogę pokusić, (choć pewnie będę tego za chwilę żałować), że zmian pozytywnych. Wbrew temu, co zamierzałam, przygotowanie starszyzny na pojawienie się młodszyzny nie wyszło idealnie. Niby rozmawialiśmy z Lulką, jak będzie wyglądać życie z małym dziecięciem na pokładzie (wtedy jeszcze o płci nieujawnionej). Uprzedzaliśmy, że nie będą to tylko róże i fiołki, ale i więcej ogólnego zamieszania. Nie mogłam wiedzieć, ile z tego zrozumie, w końcu sama jeszcze była/jest niewielka, natomiast wiem do czego przygotować jej nie daliśmy rady.
Równość uwagi.
Jeden z (moim zdaniem) najgłębszych mitów rodzicielstwa 1+ mówi, że kluczem do sukcesu jest zapewnienie porównywalnej uwagi starszemu i młodszemu dziecku. Z perspektywy czasu, obiecywanie dziecku i sobie, że będziemy swą uwagę dzielić po równo to prosta droga do obopólnej frustracji. Lepszym rozwiązaniem wydaje mi się (teraz!) tłumaczenie starszemu, że młodsze wymaga jednak odrobinę więcej czasu i skupienia, bo: dopiero przyszło na świat, jest całkowicie zależne, zwłaszcza od matki, nie potrafi samo nic zrobić ani zająć się sobą. I podkreślenie, że jest to okres przejściowy. Natomiast dorosłego w tym głowa, by pozostały czas maksymalnie efektywnie poświęcać starszemu. Pamiętając, jak wyglądała opieka nad starszą w pierwszych jej tygodniach wydawało mi się, że tuż po urodzeniu Hanki sporo czasu zostanie dla Lulki - noworodki przecia głównie jedzą, wydalają i śpią. Rzeczywistość sprawiła nam figla: ciągłe karmienie (potem z problemami), krótkie i rzadkie drzemki młodszyzny w ciągu dnia osiągane po długim usypianiu oraz wieczne przykluszczenie nie dawało szerokiego pola na wyłączność dla starszej. Był to niby czas wspólny, ale budzący rywalizację, negatywne zachowania i emocje, również u mnie.
"Bo Anka..."
"Nie możesz teraz jeździć po korytarzu, bo Anka śpi". "Nie możemy iść na plac zabaw, bo Ania jest chora, a tata jeszcze nie wrócił". "Wiem, że chcesz się bawić tymi klockami na podłodze, ale lepiej przenieś je na stół, bo Anka może je połknąć". Przez te pierwsze kilkanaście miesięcy nasze życie mocno zorientowało się na młodszą. Z jednej strony jest to typowe, bo znów: jest mała, trzeba jej poświęcić więcej czynności naokoło, wkłada wszystko do paszczy, ma inne wymagania, które ciężko pogodzić z potrzebami starszyzny, zwłaszcza gdy są pod opieką jednej osoby. Z drugiej strony autentycznie żal starszej, której się odmawia, modyfikuje plany, "bo Anka". I znów ogromna rola nasza, by tak zorganizować codzienność, by tych "bo Anka" było jak najmniej. Dobrym punktem wyjścia jest być może stosowanie "bo Lulka", by ta starsza miała świadomość, że jej potrzeby też są ważne. Czyli "zostaw tą kredkę, bo Lulka teraz nią rysuje", "pójdziemy bawić się w inne miejsce, by Lulce nie przeszkadzać w oglądaniu bajki" itd. Ćwiczymy, próbujemy.
Hałas.
Nikt mnie nie uprzedził, bo skąd?, że problemem dla starszej może był młodszej płacz. Smutki, chowania się, nagłe ucieczki do pokoju - dopiero po czasie, określonych sytuacjach i wielu rozmowach znalazłam przyczynę: częste krzyki, nawoływania, wysokie dźwięki generowane przez siostrę. Byłam tym bardziej zdziwiona, jako że na harmider przedszkolny (które to miejsce do najcichszych przecież nie należy) nigdy się nie skarżyła. Wypracowałyśmy pewne rozwiązania, ale kwestia hałasu dalej pozostaje wrażliwą.
Przez te szesnaście miesięcy wiele się zdarzyło między nimi. Dobrego i niepokojącego. Nie jestem w stanie określić, w jakim kierunku potoczą się emocje i uczucia między nimi. Dynamizm relacji - tylko tego mogę być pewna. I nie pozostaje mi nic innego, jak starać się wypracować między nimi zwykłą chęć bycia wspólnie. Niekoniecznie razem, może być i obok. Byle wspólnie.