Opowiem Wam dzisiaj o bajce. Nietypowej bajce, choć na pozór całkiem zwyczajnej, ot! takiej o niczym.
Zawiera wszystkie elementy bajkom niezbędne. Sztandarowy początek, dobrze znany koniec. Bez wartkiej akcji, niezliczonych twistów i zagmatwania. Na pozór byle słowa, ale gdy się wgłębić pomiędzy, wyczytać można dużo więcej.
Opowieść ta zdaje się być zrozumiała na obu poziomach: dziecięcym i tym trochę starszym. Z dziecięcego punktu widzenia to prosta niedługa historia, jakich wiele. Dorosłego skłania natomiast do zadumy nad tym, jak czasami (lub całkiem często) układa się życie jako prosta kierująca w dół. Z przeszłością malowaną bardziej barwami niż teraźniejszą szarością. Ze wspomnieniami generującymi żal, nad tym co minęło; kiedyś byliśmy szczęśliwi, a samo odczucie było trwalsze; teraz to szczęście mija nas za każdym rogiem. Gdy dołączyć aspekt zmian pokoleniowych, by nie rzec cywilizacyjnych, skłania do smutnej refleksji: mimo postępu i udogodnień nie czujemy się lepiej, a tracimy to, co najważniejsze.
Wspominanej bajce daleko zapewne do klasycznej już najkrótszej opowieści świata autorstwa (rzekomo?) Ernesta Hemingwaya. Lecz biorąc pod uwagę obecny wiek autorki (lat cztery), można ją (bajkę, nie autorkę) zakwalifikować do osiągnięcia godnego wzmianki, a także do zastanowienia nad potencjałem literackim posiadanym tym razem już przez twórczynię. Do drzwi puka już jednak dylemat. Czy potencjalnie wysokie te predyspozycje nie spowodują frustracji w dalszym życiu autorki, jeśli będzie chciała obrać pisarską drogę rozwoju i kariery? Czy nie okaże się, że ten szczyt osiągnęła zbyt wcześnie? Czy zachęcać do dalszych prób czy zniechęcać używając racjonalnych argumentów?
Oto są pytania. Chwilowo bez odpowiedzi.
Pozostaje więc tylko delektować się tym, co tu i teraz. Najkrótszą bajką świata. Oto ona:
"Dawno temu żyli długo i szczęśliwie."
0 komentarze:
Prześlij komentarz