5.6.16

Teaparty in Alice in Wonderland | © azzy_roth / Pixabay
Ostatnie okazje wyjść z dzieciarnią pozwoliło nabyć matce pewnej mądrości wychodnej. Nie, żebyśmy wcześniej dzieci w klatkach trzymali. Ale zwłaszcza świeże doświadczenie imprezy rodzinnej w połączeniu z celebrą kościelną uzmysłowiło mi, na co przy przygotowaniach zwracać szczególną uwagę. Żadne prawdy objawione, tylko krótkie wskazówki, jak we względnym zdrowiu (zwłaszcza psychicznym) i spokoju przetrwać okoliczności wychodne.

Pakując się na jakiekolwiek wyjście, bierz jak najwięcej zapychaczy paszczy. Nawet jak idziecie się, kolokwialnie mówiąc, nażreć. Pakuj zapasy zwłaszcza wybywając w takie miejsca, gdzie pożądane jest kilka- (naście, dziesiąt) minut dzieciowego spokoju. Pakuj nie tylko do torby. Chowaj, gdzie się da, w każdej możliwej kieszeni, ba! nawet w staniku. Nawet, gdy zapomnisz, co gdzie skitrałaś, to zawsze nadejdzie okazja, że w potrzebie się znajdzie. Lub dziecko znajdzie. Ale pamiętaj, by inwestować nie tylko w przekąski szeleszcząco-trzeszczące, by nie pąsowieć, gdy twoje dziecko zacznie chrupać kukurydzą podczas: "Módlmy się!".

Skoro mowa o ilości, to jest kilka rzeczy, których nigdy za mało. Chusteczki nawilżane (tak, nawróciłam się ;), tetry oraz zwykłe smarkatki. I ubrania na zmianę. Nawet dla starszaka, co upierać się będzie tygodnie wcześniej, że wystąpi jako Krakowianka, by pod drzwiami odegrać Rejtana, że jednak nie. 
I na litość, nie kupuj butów pół godziny przed imprezą.

A propos butów, rada stricte dla matek. Unikaj rajstop - dla siebie - albo wybieraj pancerne. Zwykłe w starciu z dzieciowymi rzepami wszelakiego sortu przegrają z kretesem po pierwszej pół godzinie. Jakimi rzepami? zapytasz. To wskaż mi buty wiązane dla dzieci do lat dwóch z hakiem.

Planując wyjście do jakiegokolwiek przybytku gastronomicznego z dzieciarnią wybieraj takie miejsca, gdzie oprócz kuchni fusion podają rosołek. Najzwyczajniejszy na świecie rosołek. Taki kurzany. Z kluchami. Rosołek ratuje życia. 
(Ewentualnie pomidorowa. Lecz znów - z kluchami.)

Masz nosidło/chustę? Bierz! Że rzadko w nim dziecko usypiasz? Bierz! A po co, bo i tak tachamy wózek? Bierz! Nigdy nie wiesz, kiedy trzeba będzie odpłynąć dzieciaka w warunkach mocno niesprzyjających. A tak - kitrasz się z dzieckiem w okolicach knajpy, znajdując miejsce, gdzie względna cisza i spokój; parę minut bujanka, by spalić obżarty (kuchnią fusion! rosołkiem!) brzuch. A piętnaście minut dzieciowego snu, to plus kilka godzin jako-takiego spokoju, nieprawdaż?

Na tym kończą się moje spontaniczne rady, a teraz piłeczka do was, bo z pewnością o wielu ratujących-życie-wskazówkach nawet nie wspomniałam. To co? Pomożecie? Pomożemy?

0 komentarze:

Prześlij komentarz