Rzadko piszę o naszych wyjazdach. Głównie dlatego, że ostatnimi wolnymi czasy kręcimy się jedynie w trasie Kraków-babcia jedna-babcia druga-Kraków. Hanek, młodsze pacholęcie, fanką podróży nie jest, a ja fanką masochizmu z Hanką na pokładzie również nie. Stąd też nasze podróżnicze dalekie destynacje są pieśnią tak samo dalekiej przyszłości. Dość powiedzieć, że jedyną moją reakcją na mężowe hasło: "Jedziemy do Bułgarii?" było: "Chyba ty!".
Krótkie wypady w okolice wszelakie nam się jednak zdarzają. Szczególnie polecić chcę miejsce, gdzie można spędzić przed- czy popołudnie równie zdrowo jak przyjemnie. Nie ukrywam, że to propozycja szczególnie kusząca dla Krakusów: nam tam niedaleko, a gdy się jest zmotoryzowanym, to już w ogóle. Jeśli brak pomysłu na zagospodarowanie dzieciarni, a masz do dyspozycji kilka godzin, a trzy w zupełności wystarczą, to pędem zdążajcie ku Wieliczce. I nie, nie do kopalni. Do tężni!
Tężnia solankowa w Wieliczce jest z założenia miejscem terapeutycznym dla osób borykających się z wszelkimi niedomaganiami układu oddechowego. Mamy na pokładzie alergiczkę z nawracającymi zapaleniami oskrzeli, więc pierwszy raz udaliśmy się tam właśnie z tego powodu. Inhalacje solnym aerozolem zostały zaproponowane przez lekarza jako kuracja wspomagająca oraz na wzmocnienie pannowej odporności. Ale jeździmy tam również dla dobra zdrowotnego całej familii, by przeczyścić drogi oddechowe codziennie męczone krakowskim syfopowietrzem. Stąd to opcja dla każdego.
Miejsce jest fajnie pomyślane. Efekt terapeutyczny inhalacji uzyskuje się po półgodzinnym pobycie w tężni. Jak dorosły nie ma problemu, bo sobie zawsze może wziąć książkę, gazetę, film na tablecie, to zazwyczaj dzieciarnia aż taka skłonna do siedzenia w jednym miejscu nie jest. Lekarstwem na nudę jest wieża widokowa z dwoma poziomami, na którą można się z dziećmi wdrapać i podziwiać okolicę, w skrajnych przypadkach skupiać się tylko na wdrapywaniu. Dookoła sporo ławek, fontanna, zadaszenia. Wiele nie trzeba wysiłku, by przetrzymać małoletnich choćby i te pół godziny.
("Mamo, nie udawaj, że mnie tak kochasz, lizaka i tak mi nie kupiłaś")
Niebagatelną zaletą jest bliskość fajnego placu zabaw, który w kryzysowych sytuacjach stanowi nagrodę za cierpliwość inhalacyjną. (Ujęcie na plac, wcale nie na tulącą się Hankę-odkryte-ucho).
Placyk bez zadrzewienia, ale komu gorąco, to może zmykać do równie nieodległego Parku Św. Kingi. Tam znów kolejna atrakcja, jeśli tylko jest sobota i godzina okołopołudniowa. W tym bowiem czasie (dokładnie od 11.00), w sezonie letnim odbywa się koncert orkiestry górniczej. Powiecie, eee, co to za atrakcja dla dzieci... No to spójrzcie na Lulkę. Blisko półtorej godziny! Na jej własną prośbę!
Jako, że wakacje, to naprawdę zalecam udać się tam w upały, bo po przekroczeniu progów tężni temperatura wokół nas spada o dobrych kilka stopni, a w samej wieży, to nawet o kilkanaście. Ale, jak widać na załączonym obrazku drugim, bywamy tam również wczesną wiosną. Zwłaszcza wtedy, gdy się matce nie chce sprawdzić, czy już otworzyli, czy dopiero za kilka tygodni... W ogóle zastanawiam się, czy nie powinniśmy postarać się o karty stałego klienta, bo kto nas odwiedza, tam go zawozimy.
Z czystym sercem i sumieniem polecam: dobre miejsce na zdrowy relaks.
Bez zbędnego gadania, bo wszystkie szczegóły (cennik, godziny otwarcia, zalecenia itd.) znajdziecie pod adresem: Tężnia Solankowa w Wieliczce.
0 komentarze:
Prześlij komentarz