Dzisiaj przedstawię Wam sposób, jak łatwo matka może sama posądzić się o paranoję i problemy natury psychicznej. Co istotne, acz mało oczywiste, nie wymaga on aktywnego uczestnictwa dzieci (trudno uwierzyć, prawda? ;). Przytrafiło się mnie, może przytrafić się Wam. Z troski o Wasze (nomen omen) zdrowie psychiczne apeluję więc o rozwagę i skupienie.
Poranek. W przypadku posiadania dzieci zawsze zbyt wczesny. Matka wstaje niepewnie, pierwsze kroki kieruje do kuchni (kaawaaa!!) i łazienki. Robi, co ma robić, przemywa ślepia, ogarnia włosy, by jakoś schować ponocne gniazdo, przebiera się w dzienne ciuchy typu dres. Zaczyna dzień z dziećmi u boku. Dzień jak co dzień, w pędzie, szale, czasem tylko chwilka, krótszą lub dłuższa, by odetchnąć. Matka czuje jednak, że coś jest nie tak. Z rana nie zwraca na to uwagi, póki nie otrzeźwieje po nocy, wszelkie nietypowe symptomy bierze jako efekt niedo(wy)spania.
Im dalej w dzień, tym większych nabiera podejrzeń, że coś tu wyraźnie nie gra. Nie gra, ale ewidentnie dźwięczy. Sprawdza co i rusz, czy dzieciarnia nie wygrzebała znienawidzonego tamburyna, ale dźwięk ten jest dosyć delikatny, dobiegający z oddali, jakby ktoś dzwonił za matką z oddali. Nie jest to głos ludzki. Nie jest to nawet sąsiad z góry, bo gdy ten zaczyna śpiewać, to nie sposób pomylić go z niczym innym. Nie jest to dźwięk stały, pojawia się nagle, by na za chwilę zamilknąć. Matka próbuje to ignorować, ale po kilku godzinach nie jest to już takie proste. Za każdym razem pyta córki starszej, bo z nią można się już dogadać, czy coś słyszała. Ta, po kilku przeczących odpowiedziach, zerka na matkę jakoś z ukosa. Matka wcale się nie dziwi. Pyta więc męża, gdy ten wraca z pracy, lecz uparcie twierdzi, że jej się wydaje. Ale jak może się wydawać przez cały dzień, do diaska?!
Gdy nadchodzi wieczór, a dzieci już chrapią, matka robi rzecz najgorszą czyli otwiera Internet. Po zapytaniu "co oznacza dźwięczenie w głowie?" i przeglądnięciu kilkunastu forów widzi całe spektrum dolegliwości: od utraty słuchu do galopującego raka poganianego przez "mój dziadek miał tak trzy dni przed śmiercią". Podłamana takimi sugestiami zrzuca omamy na stres tudzież rozstrój psychiczny spowodowany posiadaniem dwóch wrzaskunów. Po pierwszej w nocy zamyka okno szatana i decyduje się, biorąc przykład ze Scarlett, że pomyśli o tym jutro. Udaje się do łazienki, ogarnia co trzeba, myje, rozpuszcza włosy i..... rzęsiste "no żesz ty!!" w wersji dla dorosłych wypływa wraz z westchnięciem ulgi. To tylko gumka. Lulkowa gumka do włosów, Christmas Edition z obowiązkowym dzwoneczkiem.
No żesz ty!!!!
0 komentarze:
Prześlij komentarz