5.9.16

Ostatni tydzień wakacji nakierowany był na czas tylko z Lulką. Przedszkole nieczynne, Hanek do swojego poprzedniego żłobka jeszcze uczęszczała, tatusiek pracoholik - wiadomo w pracy. Nie uśmiechało nam się gnić w czterech ścianach czterdziestu metrów, a że pogoda była naprawdę cudna, to czas na misję: miasto. Dziecię mobilne, w miarę piechurowo wytrwałe, więc nic tylko planować kilkugodzinne wyprawy, tak by obowiązkowy plac zabaw pod wieczór jeszcze zaliczyć. Sobie na przyszłość, a Wam ku inspiracji chcę pokazać, jak na cztery sposoby fajnie spędzić z parolatkiem kilka godzin w Krakowie. Jedynym kryterium, które każdorazowo musiałam uwzględniać był dojazd tramwajem. Zgadnijcie, kto się na tramwaje upierał ;)

Zdziwicie się może, że opowiem o oczywistościach. Fakt, mieszkam tu dobrych parę lat, ale tak naprawdę kiepsko znam to miasto. Wstyd? Zapewne,  ale jak nie z dzieciem, to kiedy poszwendać się po znanym-nieznanym?

Kierunek pierwszy - Bulwary Wiślane.
Już widzę, jak przewracacie oczami. Co? Obowiązkowy punkt każdej wycieczki? Eee tam...
Ano tak to. Jak sobie szybko policzyłam, około trzech lat nie spacerowałam tamtędy. Albo inaczej - najczęściej bywało, że szłam, by dojść, a nie by iść, więc postawiłam na "iście". W międzyczasie zaliczyłyśmy drugie śniadanie pod mostem, martwą świnię w Wiśle (znaczy jako dzieło sztuki?!) i obowiązkowego Smoka. Ten Smok ma jakąś magiczną siłę przyciągania. Ilekroć przebywamy w jego bliższej okolicy, Lulka się upiera, by go odwiedzać. Najpiękniejsze natomiast było to, jak mogłyśmy bez przeszkód, na spokojnie ze sobą trajkotać nie rozpraszając się nadmiernie atrakcjami. Z czterolatką już można.

Kierunek drugi - Podgórze
Trasę, którą pokonałyśmy, zaczerpnęłam z portalu Trasa dla Bobasa. Serdecznie polecam wszystkim Krakusom i nieKrakusom, gdy brak weny pt. gdzie by tu dzisiaj podjechać. Dokonałyśmy pewnych modyfikacji względem pierwowzoru, ale i tak przypomniałam sobie dlaczego zawsze tak dobrze mi się Podgórze kojarzy: Kopiec Kraka (bodaj najbliższy dla nas dojazdowo-odległościowo), jeden z licznych fortów, najmniejszy kościół w Krakowie, urokliwe wille i mnóstwo, mnóstwo zieleni, w której mogłyśmy się schować w jeden z najgorętszych ostatnio dni. A przy powrocie obowiązkowa kłódkowa Kładka Bernatka, do której podłączenie zaplanowałyśmy przy najbliższej okazji.


Kierunek trzeci - Kazimierz
W rejony Kazimierzowskie udałyśmy się w celu odwiedzenia Muzeum Inżynierii Miejskiej (wystawa interaktywna "Wokół koła" - raczej dla szkolnych dzieci, ale Lulka i tak znalazła dla siebie czterokołowy wózek(?) i zamek z ogromnych poduch, który można bezkarnie burzyć; "Tramwaje na Wawrzyńca" - chyba nic nie muszę dodawać ;), stare samochody - zachwycają i małych i dużych). Potem jednak jakoś takoś poprowadziłam Lulkę, że przedreptałyśmy dzielnicę w poprzek.  Wyprawa na Kazimierz mogłaby jeszcze obejmować Muzeum Etnograficzne, ale na moje oko lepiej pojechać tam osobno. Onegdaj  spędziliśmy tam półtorej godziny, bo Lulka pytała o każdy eksponat, zachwycała się każdym strojem i ciągle wracała do zrekonstruowanej chaty góralskiej z podwieszoną do sufitu kołyską ;) Koniec końców Lulka dzielnie wypatrywała lodów(doczekała się pysznych i wielkich w Good Lood!), ja się dziwowałam jak bardzo okolica się zmieniła.


Kierunek czwarty - Muzeum Lotnictwa Polskiego
Jak to, do jednego muzeum na kilka godzin? Ano już szybko tłumaczę. Muzeum Lotnictwa to nie tylko budynki, ale również ekspozycja zewnętrzna setki z okładem samolotów różnej maści. Jest gdzie chodzić, co oglądać. Znalazło się również miejsce przeznaczone dla dzieci, gdzie mogą zasiąść za sterami prawdziwego, choć nieco leciwego pojazdu powietrznego. Lulka za stery wsiąknęła, a ja miałam czas, by na spokojnie sprawdzić internety ;) Minipark obok budynku głównego jest natomiast idealnym miejscem na piknikowe drugie śniadanie, co oczywiście uskuteczniłyśmy.


Jeszcze kilka tygodni temu nie sądziłam, że kilkulatki i muzea mogą się tak fajnie ze sobą łączyć. Jeżeli się zastanawiasz, to przestań, tylko idź! Coraz więcej placówek ma przygotowane elementy ekspozycyjne w większym lub mniejszym stopniu interaktywne, a dzieciaki poznają przez wszystkie zmysły, nie tylko wzrok. Mimo tego, że progenitura twa pokona zapewne powierzchnie wystawowe w tempie mocno mocnym, to nadspodziewanie wiele w głowie jej zostanie, a wtedy przyczynki do wspólnych rozmów, zabaw, rysowań są nieskończone. A dodatkową zachętą niech będą darmowe lub często zniżkowe dni. O!

To tyle moich sposobów, a teraz Wy podzielcie się swoimi!

0 komentarze:

Prześlij komentarz