1.9.17


Dziecko moje młodsze właśnie po raz ostatni przekroczyło próg żłobka. Nie wiem czy trafiła nam się taka dobra placówka, ale moim dzieciakom raczej krzywdy nie zrobiła, a obie moje panny tam uczęszczały. Z racji tego, że zapewne już na zawsze żegnamy się z instytucją żłobka spisałam listę kilku sposobów, rad czy idei, których uświadomienie ułatwiło nam na przestrzeni tych kilku lat ogarnięcie żłobkowej rzeczywistości. Dzielę się z Wami, bo może nasze doświadczenie pozwoli i Wam trochę łatwiej lub choćby inaczej ugryźć ten dosyć stresujący dla wielu rodziców temat. Mogą one zainteresować również rodziców przedszkolaków, bo sam schemat zachowań często jest podobny, mimo tego, że dzieci już trochę większe.

Od razu serdecznie Was zachęcam, byście w komentarzach podrzucali inne ewentualne rady czy swoje świeże spojrzenie, na pewno o wielu sprawach zapomniałam J

∙ Pierwsza sprawa – chyba najważniejsza. Nie dajcie się wpędzić w poczucie winy, że jesteście wyrodnymi, wygodnymi czy nieczułymi rodzicami, bo puszczacie dziecko do żłobka. To jest wasza decyzja, najczęściej bardzo dobrze przemyślana. Nie musicie nikomu się tłumaczyć, dlaczego Wasze dziecko będzie spędzać kilka godzin w placówce zamiast z rodzicem czy opiekunką, nie musicie niczego udowadniać. To jest wasza decyzja, do jasnej cholery, a jak ktoś chce pomóc to inaczej można pomóc niż przez durnogadanie.

∙ Wyciśnijcie z adaptacji, ile się da. Jeśli macie możliwość, przedłużajcie stopniowo czas przebywania dziecka w żłobku, spędzajcie tam czas razem. Jeśli jednak nie ma możliwości przedłużonej adaptacji w waszej placówce, to wiedzcie, ze najprawdopodobniej opiekunki zrobią, co w ich mocy, by poprawić samopoczucie waszym dzieciom.

∙ Spokój rodzica pomaga w osiągnięciu spokoju dziecka. Ilekroć udało mi się zachować spokój w sytuacjach kryzysowych, które nie oszukujmy się, będą następować, tym większą akceptację w podejściu dziecka byłam w stanie zauważyć.

∙ Po wyjściu ze żłobka dobrze jest zapewnić sobie czas z dzieckiem. Sama wiem, że zakupy, że późny obiad, że zmęczenie popołudnie rzadko sprzyjają, ale fajnie jest spędzić godzinkę czy dwie z dzieckiem czy to na zabawie, spacerze, przytulasach, rozmowie, ale razem. Takie pozytywne ładowanie akumulatorów, i działa to w obie strony, obiecuję!

∙ Należy przygotować się również na to, że z placówki wybiegnie diabeł tasmański zarówno pod względem energii jak i emocji. Energię dobrze spożytkować znów na spacerze, placu zabaw czy przyjacielskich przepychankach-przewalankach; biegania, skakania – tego rodzaju swobodnego ruchu zazwyczaj w placówce z powodów chociażby bezpieczeństwa brakuje; ja dzieciom daję się zwyczajnie wybiegać.

∙ W przypadku zachowań wynikających z intensywnych emocji zaproponuję tylko jedno – bądźmy wyrozumiali. Pobyt w żłobku wiąże się z mniejszym lub większym hamowaniem emocji wynikającym z przebywania w miejscu, które nie zapewnia dziecku pełnego POCZUCIA bezpieczeństwa, co nie oznacza, że w miejscu złym. Podobnie jest z nami dorosłymi. W pracy czy miejscu publicznym często poskramiamy emocje czy reakcje zgodnie z przyjętymi normami współżycia społecznego czy poczucia wstydu. Wszelka para i stres najintensywniej uchodzi z nas, gdy znajdziemy się w domu, u siebie, w miejscu, w którym czujemy się najbezpieczniej. Identyczny mechanizm dotyczy dzieci, a dołóżcie do tego jeszcze często niemożność wyraźnego komunikowania swoich potrzeb w przypadku dzieci młodszych. Nie dziwota, że frustracje, lęki, niepewności gdzieś upust muszą znaleźć, oczywiście do pewnych granic, o czym poniżej.

∙ Jeśli widzimy (po zachowaniu dziecka na przykład) lub nawet czujemy coś niepokojącego (ostatnio pisała o tym u siebie Mamaszka.pl!) to spróbujmy poszukać innego miejsca. Chciałabym uczulić tylko na jedno – nie ma żłobków idealnych (chyba, że ja nie znalazłam ;)). Bądźmy jednak do wyboru dobrze przygotowani; przemyślmy, na czym nam zależy, a który aspekt w naszej sytuacji możemy odpuścić lub jakoś zrekompensować. Podejście opiekunów, wyżywienie, własny plac zabaw, zajęcia dodatkowe, opinie rodziców, ale i finanse, czas dojazdu, odległość od miejsca zamieszkania/pracy - to wszystko, a nawet i więcej, można brać pod uwagę.

∙ W funkcjonowaniu żłobkowym fajnie mogą zadziałać okresowe wagary nie wynikające z choroby (bo tego absolutnie nikomu nie życzę). W naszym przypadku widziałam potem większą chęć czy akceptację pobytu w żłobku (może napełnienie kubeczka bliskości i obecności rodzica pomaga w kolejnych kilkugodzinnych rozłąkach?).

∙ A propos chorowania - dobrze jest założyć na spokojnie, że dziecko co jakiś czas będzie łapać infekcje. W dużej mierze jest to nieuniknione, biorąc pod uwagę te kilka godzin spędzanych zazwyczaj w jednym pomieszczeniu z innymi dziećmi i dorosłymi. Pozostawia to pole do ewentualnych miłych zaskoczeń w tym zakresie. 

∙ Na koniec jeszcze tylko chciałabym zwrócić uwagę na jedną drobną rzecz. Mała zmiana nawet w stosowanej nomenklaturze wpływa na podejście rodzica: „Oddaję dziecko do żłobka” vs „Moje dziecko będzie uczęszczać do żłobka” – czujecie różnicę? ;)

Trochę mi szkoda, że młodsza córka, jako grudniak dosyć wcześnie załapała się na przedszkole. Tam bardziej promuje się samodzielność, samoradzenie sobie z emocjami, wymagania stawiane podopiecznym są już jednak takie dojrzalsze. Również liczba dzieci przypadająca na jednego opiekuna jest większa, a dziecko wciąż potrzebuje zwyczajnego wyściskania, wyprzytulania i pogłaskania po głowie. I o to w żłobku chyba jednak nieco łatwiej.

A na koniec zwracam się jeszcze raz do Was, rodziców obecnych lub byłych żłobkowiczów – co moglibyście przekazać, jak podnieść na duchu, wesprzeć zestresowanych rodziców dzieci debiutujących? Niech im będzie łatwiej niż nam ;)